Nie mam prądu, bo był deszcz. A ten dom nie lubi deszczu. Chociaż to zwykły, zamieszkały dom, wyłącza prąd, gdy pada deszcz. Nie muszą to być ogromne huragany i burze. Zwykły deszcz wystarczy by zostawić mnie bez prądu. Dla mieszkańców to oczywiście żaden problem i w każdej chwili mogą go rozwiązać. Sprawa wygląda inaczej, gdy jesteś w gości, ale nikogo akurat nie ma w domu...
Dzisiaj miała pojawić się inna notka, ale brak prądu powodujący ogłuszającą wręcz ciszę zainspirował mnie do napisania czegoś innego. I na szczęście mogę sobie pisać co chcę, bo grono czytelników mojego bloga jest bardzo skromne (elitarne;) i nie muszę silić się na coś wielce porywającego.
Zostałam sama w czyimś domu mając w głowie, czym się mogę zająć przez najbliższe godziny. Jednak już pierwszy numer z listy został przerwany. Muzyka odpalona na fulla ucichła, a ja stojąc pod prysznicem straciłam wodę. Tak, wodę pod prysznicem. Kąpanie się w ciszy nie jest takie przerażające, ale mycie się bez wody to już trochę inna zabawa. Na szczęście zakończyłam już etap mycia i spłukiwania głowy, ale niestety byłam w trakcie pozostałego mycia wszystkiego i musiałam tak opuścić kabinę prysznicową. Ostatnią nadzieję straciłam, gdy sprawdziłam drugie źródło wody. Pozostałości żelu do mycia musiałam wytrzeć ręcznikiem. Właściwie to chyba dobry sposób na zaoszczędzenie czasu! Nie musisz z siebie niczego spłukiwać, tylko od razu wycierasz, a lekko klejącej się skóry nie trzeba już później kremować, świetnie! W pokoju znalazłam też dwie szklanki z niedopitą wodą i postanowiłam umyć w niej zęby. Pomysł był niezły, tylko woda już trochę nieświeża... Wyjęłam też paczkę mokrych chusteczek. Nadadzą się do „mycia rąk”.
Gdy załatwiłam kwestię czystości przypomniałam sobie, że chciałam zrobić herbatę. Woda w czajniku była gorąca, ale nie wiem czy zdążyła się ugotować... W domu jest na szczęście woda butelkowana, więc wiem, że nie umrę z pragnienia. Na obiad był też przygotowany chłodnik, więc to doskonały zbieg okoliczności, że zupy nie trzeba podgrzewać. (Pisałam już jakie chłodniki są świetne, a tu kolejna zaleta - nie wymagają ani prądu, ani gazu). Niestety kwestia rozmrażającego się żarcia nie była teraz dla mnie do rozwiązania, właściciel zdecyduje co z tym wszystkim zrobić, a ja mogę jedynie zabrać się za lody. :)
Brak prądu nie jest w tych czasach taki zły, to w ogóle dość zabawne. Używam przecież w tym czasie z laptopa (chwała Bogu za naładowaną baterię, bo zwykle korzystam z niego na kablu!). Mam też genialny tablet, z którym prądu mogłabym nie mieć przez tydzień. A w nim jeszcze siedzi darmowy internet, więc już w ogóle jestem samo wystarczalna. Telefon też miałam akurat naładowany, więc mam całkiem normalny kontakt ze światem. Pomyślałam też, że mogę dokończyć czytanie książki i cieszyłam się w duchu, że nie zrobiłam tego, gdy był prąd. Bateria w lapku bardzo długo nie wytrzyma. Raczej ciężko by było z graniem (a ostatnio cisnę Wiedźmina „jedynkę”) i wielogodzinnym słuchaniem muzyki, ale to drugie spokojnie mogę robić na tablecie.
Z tego wszystkiego zaczęłam pisać coś na bloga, bo zwykle mam lenia i wszystko mnie łatwo rozprasza, a teraz cisza i spokój. Nie sprawdzam nawet fejsa, chociaż przecież mam dostęp. Czekam na właściciela, który uratuje sytuację i myślę, że prąd (poza kuchnią lub samą lodówką) mógłby padać częściej. :)
Dzisiaj miała pojawić się inna notka, ale brak prądu powodujący ogłuszającą wręcz ciszę zainspirował mnie do napisania czegoś innego. I na szczęście mogę sobie pisać co chcę, bo grono czytelników mojego bloga jest bardzo skromne (elitarne;) i nie muszę silić się na coś wielce porywającego.
Zostałam sama w czyimś domu mając w głowie, czym się mogę zająć przez najbliższe godziny. Jednak już pierwszy numer z listy został przerwany. Muzyka odpalona na fulla ucichła, a ja stojąc pod prysznicem straciłam wodę. Tak, wodę pod prysznicem. Kąpanie się w ciszy nie jest takie przerażające, ale mycie się bez wody to już trochę inna zabawa. Na szczęście zakończyłam już etap mycia i spłukiwania głowy, ale niestety byłam w trakcie pozostałego mycia wszystkiego i musiałam tak opuścić kabinę prysznicową. Ostatnią nadzieję straciłam, gdy sprawdziłam drugie źródło wody. Pozostałości żelu do mycia musiałam wytrzeć ręcznikiem. Właściwie to chyba dobry sposób na zaoszczędzenie czasu! Nie musisz z siebie niczego spłukiwać, tylko od razu wycierasz, a lekko klejącej się skóry nie trzeba już później kremować, świetnie! W pokoju znalazłam też dwie szklanki z niedopitą wodą i postanowiłam umyć w niej zęby. Pomysł był niezły, tylko woda już trochę nieświeża... Wyjęłam też paczkę mokrych chusteczek. Nadadzą się do „mycia rąk”.
Gdy załatwiłam kwestię czystości przypomniałam sobie, że chciałam zrobić herbatę. Woda w czajniku była gorąca, ale nie wiem czy zdążyła się ugotować... W domu jest na szczęście woda butelkowana, więc wiem, że nie umrę z pragnienia. Na obiad był też przygotowany chłodnik, więc to doskonały zbieg okoliczności, że zupy nie trzeba podgrzewać. (Pisałam już jakie chłodniki są świetne, a tu kolejna zaleta - nie wymagają ani prądu, ani gazu). Niestety kwestia rozmrażającego się żarcia nie była teraz dla mnie do rozwiązania, właściciel zdecyduje co z tym wszystkim zrobić, a ja mogę jedynie zabrać się za lody. :)
Brak prądu nie jest w tych czasach taki zły, to w ogóle dość zabawne. Używam przecież w tym czasie z laptopa (chwała Bogu za naładowaną baterię, bo zwykle korzystam z niego na kablu!). Mam też genialny tablet, z którym prądu mogłabym nie mieć przez tydzień. A w nim jeszcze siedzi darmowy internet, więc już w ogóle jestem samo wystarczalna. Telefon też miałam akurat naładowany, więc mam całkiem normalny kontakt ze światem. Pomyślałam też, że mogę dokończyć czytanie książki i cieszyłam się w duchu, że nie zrobiłam tego, gdy był prąd. Bateria w lapku bardzo długo nie wytrzyma. Raczej ciężko by było z graniem (a ostatnio cisnę Wiedźmina „jedynkę”) i wielogodzinnym słuchaniem muzyki, ale to drugie spokojnie mogę robić na tablecie.
Z tego wszystkiego zaczęłam pisać coś na bloga, bo zwykle mam lenia i wszystko mnie łatwo rozprasza, a teraz cisza i spokój. Nie sprawdzam nawet fejsa, chociaż przecież mam dostęp. Czekam na właściciela, który uratuje sytuację i myślę, że prąd (poza kuchnią lub samą lodówką) mógłby padać częściej. :)
Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.
Gdyby nie temperatura za oknem, to brak prądu dałby ludziom mnóstwo czasu na odpoczynek :)
OdpowiedzUsuń:) Uroki wiejskich domków :) Ale jest czas na milion innych rzeczy
OdpowiedzUsuńŚwietna sprawa. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń