26 lipca 2015

Latwce - #16 Coś fajnego!


Ciężko zabrać się do pisania, gdy pogoda sprzyja jedynie jedzeniu lodów i rozpuszczaniu się na leżaku. Chociaż ostatni „leniwy post” bardzo przypadł Wam do gustu. Mimo wszystko, koniecznie chcę napisać o „czymś fajnym”! A w tym tygodniu będzie to puszczanie latawców! :)

Zachciało mi się tego już jakiś czas temu. Zobaczyłam w sklepie latawiec i postanowiłam, że na pewno poszukam mojego latawca z dzieciństwa i wypuszczę go w świat. Może nie dosłownie wypuszczę, aczkolwiek pamiętam, że kiedyś mi się to udało. Wieki temu, gdy puszczaliśmy z rodziną duży latawiec, a był do tego naprawdę idealny wiatr, wypuściłam go przypadkiem z ręki, a latawiec poszybował do chmur i przepadł. Mimo wszystko uważam to za całkiem fajne wspomnienie, chociaż brat, który był właścicielem owego latawca, nie był zadowolony. ;)

Niezależnie od tego, ile macie lat - zróbcie sobie któregoś dnia taki spacer lub piknik, na który zabierzecie ze sobą latawiec. W sklepie to koszt kilkunastu złotych, a radość może być ogromna. Przynajmniej dla mnie taka była. Na szczęście, mimo mieszkania w stolicy, nie muszę wyjeżdżać za miasto by bawić się w takie rzeczy (bo Warszawa jest fajna!). Poszłam na Fort Bema i oddałam się tej spokojnej rozrywce. To może i głupotka, ale dla mnie satysfakcja i radość była ogromna. Polecam, bo latawce to naprawdę coś fajnego. ;)

25 lipca 2015

Woodstock - kultura w błocie #lovewoodstock


Woodstock to zdecydowanie kontrowersyjne wydarzenie. Wiele osób ma o nim wyrobione negatywne zdanie. Niestety często telewizja i prawicowe media pokazują zaledwie wycinek, który może przedstawić tę wielosettysięczną społeczność w negatywnym świetle. A zawsze przecież znajdzie się jakiś procent ludzi, którzy nie umieją się zachować.









Chociaż ja nie mam za wiele do zarzucenia ludziom na Woodstocku. Jedynie czasem jest ich za dużo i nie ma ciszy, gdy już ktoś chce odpocząć. ;) Ale ogólnie ciężko wymagać nienagannej czystości na tak ogromnym festiwalu, na który przyjeżdża prawie milion osób. Wiadomo, że po paru dniach przepełnią się śmietniki oraz... toi-toie (mimo tego, że są codzienne myte!).


A ludzie są różni... Ktoś przyjedzie na koncerty, a ktoś na największą imprezę w życiu, na której będzie czuł się bezkarnie. Mimo to, większość to fantastyczni ludzie. Bardzo otwarci i pomocni! Trzeba przyjechać i zobaczyć, jak tam naprawdę jest. Tym bardziej, że Woodstock to nie tylko koncerty, o czym wiele osób nie wie...

Na Woodstocku odbywa się wiele spotkań i warsztatów, a kolejny już raz wystąpi profesjonalny teatr (Teatr 6. piętro). Warsztaty i wykłady są różnorodne tematycznie i cieszą się ogromnym zainteresowaniem. Niektórzy spędzają na nich cały Woodstock! Jest trochę kulturowo, trochę psychologicznie (i seksuologicznie), odrobinę politycznie i baaaardzo twórczo. W dodatku to wszystko za darmo. Cały Woodstock jest darmowy. To za co płacisz to jedzenie i alkohol, jeżeli chcesz. Można też opłacić toi camp, czyli pole namiotowe z dostępem do pryszniców, albo płacić za same prysznice, bo na pozostałej części Woodstockowego pola stoją tylko krany z zimną wodą. Chociaż dla mnie są one wystarczające, a myję się tam codziennie. ;)

Jeśli chodzi o muzykę to jest to wielogodzinne granie na trzech scenach. I to nie tylko jakiś ciężki metal, ale różne odmiany rocka, reggae, a nawet folku. Wśród kilkudziesięciu występujących zespołów powinieneś znaleźć coś dla siebie.

Woodstock już za 4 dni! Wszelkie szczegóły i harmonogram można oczywiście znaleźć na Oficjalnej Stronie Festiwalu Woodstock. Mam nadzieję, że się tam spotkamy! ;)


Zobacz inne #lovewoodstock:
BRUDstock? Cala prawda o WOODSTOCKU!
Jak przeżyć Woodstock za 150 zł?

17 lipca 2015

Zakochaj się w Żoliborzu #2 - Park Żywiciela (DUŻO ZDJĘĆ)

Park Żywiciela, a dokładnie park im. Żołnierzy Żywiciela, to miejsce w najbliższej okolicy Sadów Żoliborskich, o których pisałam w poprzednim wpisie z serii „Zakochaj się w Żoliborzu”.

Jest to zdecydowanie mniejszy od Sadów Żoliborskich park otoczony małymi kamienicami. Na jego terenie znajduje się Teatr Komedia oraz pomnik Żołnierzy AK Obwód „Żywiciel”.

Park Żywiciela jest to mały park, ale można odczuć dość sielską atmosferę. W parku są nawet pomniki przyrody. Kapliczka Matki Bożej skierowana w stronę ulicy Popiełuszki potęguje wrażenie bycia w małym mieście. Kolejny raz można zgubić się w Warszawie i zapomnieć o całym wyścigu szczurów.

W okolicy cieszą oko także kolorowe kwiatki. Udziela się to mieszkańcom. Nie wszystkim wystarczy cudowny widok z okna, niektórzy mają także kwieciste balkony. Zapraszam do wypoczywania w tej spokojnej okolicy. Nadaje się idealnie na spacer.


Zobacz koniecznie:
Zakochaj się w Żoliborzu #1 - Sady Żoliborskie

14 lipca 2015

Gdy spędzasz weekend na wsi...

Nie mam prądu, bo był deszcz. A ten dom nie lubi deszczu. Chociaż to zwykły, zamieszkały dom, wyłącza prąd, gdy pada deszcz. Nie muszą to być ogromne huragany i burze. Zwykły deszcz wystarczy by zostawić mnie bez prądu. Dla mieszkańców to oczywiście żaden problem i w każdej chwili mogą go rozwiązać. Sprawa wygląda inaczej, gdy jesteś w gości, ale nikogo akurat nie ma w domu...

Dzisiaj miała pojawić się inna notka, ale brak prądu powodujący ogłuszającą wręcz ciszę zainspirował mnie do napisania czegoś innego. I na szczęście mogę sobie pisać co chcę, bo grono czytelników mojego bloga jest bardzo skromne (elitarne;) i nie muszę silić się na coś wielce porywającego.

Zostałam sama w czyimś domu mając w głowie, czym się mogę zająć przez najbliższe godziny. Jednak już pierwszy numer z listy został przerwany. Muzyka odpalona na fulla ucichła, a ja stojąc pod prysznicem straciłam wodę. Tak, wodę pod prysznicem. Kąpanie się w ciszy nie jest takie przerażające, ale mycie się bez wody to już trochę inna zabawa. Na szczęście zakończyłam już etap mycia i spłukiwania głowy, ale niestety byłam w trakcie pozostałego mycia wszystkiego i musiałam tak opuścić kabinę prysznicową. Ostatnią nadzieję straciłam, gdy sprawdziłam drugie źródło wody. Pozostałości żelu do mycia musiałam wytrzeć ręcznikiem. Właściwie to chyba dobry sposób na zaoszczędzenie czasu! Nie musisz z siebie niczego spłukiwać, tylko od razu wycierasz, a lekko klejącej się skóry nie trzeba już później kremować, świetnie! W pokoju znalazłam też dwie szklanki z niedopitą wodą i postanowiłam umyć w niej zęby. Pomysł był niezły, tylko woda już trochę nieświeża... Wyjęłam też paczkę mokrych chusteczek. Nadadzą się do „mycia rąk”.

Gdy załatwiłam kwestię czystości przypomniałam sobie, że chciałam zrobić herbatę. Woda w czajniku była gorąca, ale nie wiem czy zdążyła się ugotować... W domu jest na szczęście woda butelkowana, więc wiem, że nie umrę z pragnienia. Na obiad był też przygotowany chłodnik, więc to doskonały zbieg okoliczności, że zupy nie trzeba podgrzewać. (Pisałam już jakie chłodniki są świetne, a tu kolejna zaleta - nie wymagają ani prądu, ani gazu). Niestety kwestia rozmrażającego się żarcia nie była teraz dla mnie do rozwiązania, właściciel zdecyduje co z tym wszystkim zrobić, a ja mogę jedynie zabrać się za lody. :)

Brak prądu nie jest w tych czasach taki zły, to w ogóle dość zabawne. Używam przecież w tym czasie z laptopa (chwała Bogu za naładowaną baterię, bo zwykle korzystam z niego na kablu!). Mam też genialny tablet, z którym prądu mogłabym nie mieć przez tydzień. A w nim jeszcze siedzi darmowy internet, więc już w ogóle jestem samo wystarczalna. Telefon też miałam akurat naładowany, więc mam całkiem normalny kontakt ze światem. Pomyślałam też, że mogę dokończyć czytanie książki i cieszyłam się w duchu, że nie zrobiłam tego, gdy był prąd. Bateria w lapku bardzo długo nie wytrzyma. Raczej ciężko by było z graniem (a ostatnio cisnę Wiedźmina „jedynkę”) i wielogodzinnym słuchaniem muzyki, ale to drugie spokojnie mogę robić na tablecie.

Z tego wszystkiego zaczęłam pisać coś na bloga, bo zwykle mam lenia i wszystko mnie łatwo rozprasza, a teraz cisza i spokój. Nie sprawdzam nawet fejsa, chociaż przecież mam dostęp. Czekam na właściciela, który uratuje sytuację i myślę, że prąd (poza kuchnią lub samą lodówką) mógłby padać częściej. :)

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

11 lipca 2015

Chłodnik - #15 Coś fajnego!

W ostatnich dniach co prawda pogoda delikatnie odpuściła i nie mamy już afrykańskich upałów, ale i tak chciałam podzielić się przepisem na chłodnik, który latem króluje u mnie w domu. Bo chłodnik jest czymś rewelacyjnym i uniwersalnym, bo można go zrobić z różnych warzyw. Ja bym tam do przepisu się za bardzo nie przywiązywała, ale większość zup robię tak, jak mi się chce. ;)

Chłodnik mało tego, że jest zimną zupą, jest też ekspresowy w wykonaniu! Kroisz lub ścierasz warzywa, zalewasz kefirem lub maślanką, dodajesz ugotowane jajko i powstaje coś pysznego. Ja ścieram pęczek rzodkiewek i długiego ogórka. Zalewam litrem kefiru, do którego dodaję słoiczek ćwikły. Tak, ćwikły. To zastąpi buraczki, które trzeba by gotować. Do wszystkiego dodaje posiekany koperek i szczypiorek, a na końcu, już do miseczki, wkładam pokrojone na ćwiartki jajko.

Świetne jest to, że możesz zrobić chłodnik bardziej ogórkowy, bardziej rzodkiewkowy, bardziej buraczkowy, a nawet pomidorowy lub truskawkowy! Przepisów w internecie jest mnóstwo, więc każdego dnia można jeść inny chłodnik.

Jeśli do tej pory nie znałeś chłodnika to zrób go w upalny dzień i rozkoszuj się smakiem. Bo to zupa idealna na lato!

08 lipca 2015

Zakochaj się w Żoliborzu #1 - Sady Żoliborskie (DUŻO ZDJĘĆ)

Od dawna chciałam podzielić się na blogu wspaniałymi miejscami w Warszawie. Zaczynam od Żoliborza - miejsca, które kocham. Wydaje mi się, że ta dzielnica jest często niedoceniana i ludzie jej dobrze nie znają. A warto zatrzymać się przy niej chwilę dłużej, bo w tej małej dzielnicy Warszawy (o powierzchni zaledwie 8,47 km²) jest mnóstwo miejsc, w których można odpocząć i poczuć się chociaż przez chwilę jak na urlopie. O tym, że kocham Żoliborz pisałam już tutaj. Dawno to było i nie dokończyłam drugiej części, a powinnam to nadrobić!

Żoliborskie parki i skwery nie przypominają popularnego Pola Mokotowskiego. Pole też jest super, ale zdecydowanie nie odpoczniemy tam od ludzi. ;)  Spacerując po Żoliborzu oczywiście spotykamy jego mieszkańców. Nie jest to wymarła dzielnica, ale ma zupełnie inny klimat. Zanim ruszę dalej w miasto chcę obskoczyć wszystkie zielone zakątki Żoliborza. Zapraszam cię ze mną na wyprawę. Na pierwszy ogień: wspaniałe Sady Żoliborskie.


Ciężko było mi zrobić zdjęcia oddające klimat tego miejsca. Wiele drzew owocowych (zapraszam później na konsumpcję owoców prosto z drzewa! ;) ), alejki, kwiatki, polanki i plac zabaw. Możesz się zgubić i nie wiedzieć, że jesteś w mieście, tylko parę kroków od metra (Marymont, Wilsona).

Na Sadach Żoliborskich można się opalać, czytać w cieniu książkę, albo po prostu obcować z naturą w pięknej okolicy. Zaskoczyła mnie ostatnio nowość - podwyższona ławka specjalnie dla niepełnosprawnych. Nawet nie wiedziałam, że robi się takie rzeczy.
 

Zdjęcia nie oddają wspaniałości tego miejsca. Być może tylko ja nie umiem uchwycić magii tej bujnej roślinności. Za to z pewnością każdy sam może przekonać się, jak cudownie się tam relaksuje. Jeśli cenisz sobie spokój to miejsce jest dla Ciebie.

Wpadaj na facebooka i google+!

05 lipca 2015

DIE UNDERWOOD - #14 Coś fajnego! (DUŻO ZDJĘĆ I MUZYKI)

Ten zespół to moje całkiem nowe odkrycie! Nie słucham takiej muzyki na co dzień, ale w ich stylu się zakochałam. I think they're freaky and I like them a lot! ;)

Die Antwoord odkryłam dopiero po premierze filmu „Chappie”, który swoją drogą jest przecudowny. Ma oczywiście pewne wady, ale ja się zakochałam. Natomiast Ninja i Yolandi zagrali w nim straszne typki, ale byli to gangsterzy o oryginalnym charakterze. Miało się wrażenie, że są to naprawdę świetnie wykreowane postaci. Oczywiście, gdy nie wiedziało się, kim oni są. A ja sprawdziłam to dopiero po filmie.


Co więcej, soundtrack do „Chappiego” jest w większości muzyką tych świrów. Dlatego, gdy zaczęłam ich słuchać, część piosenek odrobinę mi się już kojarzyła. Ale dla mnie największa magia to ich teledyski. Z tego, co mi się wydaje, to Ninja większość reżyseruje. To jakiś świrnięty geniusz.


Ich styl jest mocno pieprznięty, ale bardzo spójny. Wydaje mi się, że ludzie albo ich kochają, albo nienawidzą. Dla mnie są przemistrzami w tym co robią. Bazują na słodko-mrocznej konwencji, a ich muzyka jest mega energetyzująca.


Wspomniałam o magii teledysków, a to dlatego, że miałam wrażenie, że to krótkometrażowe filmy! Każdy (z którym się zapoznałam) przedstawiał jakąś zamkniętą historię. W dodatku wszystko było bardzo wymyślne i dziwaczne, co akurat jest dla mnie zaletą.


Jeśli chodzi o podstawowe fakty, o których nie wspomniałam pisząc moją ocenę, to zespół Die Antwoord pochodzi z RPA i wg Wikipedii wykonuje muzykę hip-hopową w odmianie rap-rave. ;)


Bardzo ciekawy był też dla mnie fakt, że film „Chappie” był właśnie kręcony w RPA i ktoś sobie wymyślił, że zatrudni tych dwoje freaków, którzy odegrają w tym filmie siebie! Oczywiście nie do końca siebie jako zespół. Ale siebie pod względem stylu i sposobu bycia. Oni w tym filmie są dokładnie tacy sami jak w teledyskach, to dla mnie coś świetnego.


Die Antwoord pojawił się w tym roku na Open'er Festival i żałuję, że nie widziałam ich koncertu. Mam nadzieję, że kiedyś będzie mi to dane, ponieważ już ich uwielbiam i wydaje mi się, że na koncertach mogą dawać z siebie 300%. Czy oni kiedykolwiek się męczą? ;) Taki pokręcony zespół chętnie widziałabym na Woodstocku, myślę, że by tam pasowali.

Ja ich kupuję w pełni, są kolorowi i mroczni jednocześnie. To mi się bardzo podoba! A teraz obiecana garść teledysków, które są przegenialne! Ten obraz jest tak niepokojący, a muzyka chwytliwa w tym samym czasie, że ja to mam ciary i się rozpływam. Wiem, że ciągle się wszystkim zachwycam, ale zobacz sam. :)