20 sierpnia 2015

Jak przeżyć Woodstock za 150 zł? #lovewoodstock

Woodstock za 150 zł pewnie nie zdziwi wielu osób, zwłaszcza, że jest to impreza darmowa. Ale mój wyjazd na Woodstock trwał tydzień i na CAŁY wyjazd wydałam 150 zł. Także z dojazdem. Co więcej nie jadłam najtańszego pasztetu z chlebem, bo nie przepadam za takimi posiłkami.

Ogólnie uważam się za osobę dość dobrze gospodarującą finansami. Ale nie znaczy to, że zawsze mało wydaję i nie kupuję głupot. Mimo to, takie wyjazdy mało mnie kosztują, bo nienawidzę marnowania pieniędzy. Zacznę od tego, że 150 zł to suma określona dość umownie. Zakupy robiłam razem z chłopakiem i nie jesteśmy w stanie stwierdzić, ile „drobnych” mieliśmy przy sobie, ale na nas łącznie, poszły trzy stówki. Na wszystko. Poniżej robię zatem rozpiskę na 300 zł, ale podkreślam, że dotyczy to dwóch osób!

DOJAZD I POWRÓT - 80
Dojazd z Warszawy wyszedł nas w tym roku wyjątkowo tanio, ponieważ w dwie strony płaciliśmy zaledwie 40 zł od osoby! Podobnie było w zeszłym roku, gdy w jedną stronę jechaliśmy stopem, a wracaliśmy pociągiem. Tak więc 80 z 300 zł to był całkowity koszt dojazdu.

PIERWSZE ZAKUPY - 60 zł (140zł)
Pierwsze zakupy spożywcze, jeszcze przed Woodstockiem, to rzeczy, które chcieliśmy mieć ze sobą już z dniem przyjazdu. W tych zakupach były ze 2 czy 3 słoiczki gotowych dań do podgrzania, paczka kabanosów, dwie butelki wódki i coś na drogę. Zaznaczę tylko, że na Woodstocku nie można mieć szklanych butelek ani słoików, ale nie nocuję na głównym polu, a szkła nie wynoszę poza  „obozowisko”. Mój sposób na wódkę jest po prostu taki, że nalewam ją do dużej butelki z jakimś napojem, mieszam i takiego drinka ze sobą noszę. Robię tak już od co najmniej dwóch lat, bo jakoś mam mniejszą ochotę na piwo. Jeśli chodzi o podgrzanie tych gotowych posiłków to mam kolejną rzecz niedozwoloną na głównym polu (Woodstock sorry...), czyli turystyczną butlę gazową. Jest to bardzo fajna rzecz - mała, lekka i dość tania.

DRUGIE ZAKUPY - 60 zł (200zł)
Kolejne większe zakupy zrobiliśmy już w Kostrzynie, jeszcze przed przyjazdem na pole. To ważne, ponieważ na miejscu nie można kupić chociażby innego piwa niż sponsora. Wydaliśmy około 60 zł z tego co pamiętam. To poniekąd dzięki temu, że sklepy są przygotowane na Woodstockowiczów i robią wielkie promocje na alkohol i produkty, z których łatwo i szybko można zrobić coś do jedzenia. Tam kupiliśmy jakiś serek kanapkowy, chleb, kolejną butelkę wódki („Bo była tania!”), napój do wódki, dużą zgrzewkę piwa (2zł za puszkę), wodę i chyba kiełbasę. Nie pamiętam, czy na pewno my ją kupiliśmy, bo znajomy kupił jednorazowego grilla.

JEDZENIE U KRYSZNOWCÓW - 2x8zł (216zł)
Obowiązkowy punkt Woodstockowego życia! Właściwie mogłabym tam jeść codziennie, to jest pyszne!

ZAKUPY NA MIEJSCU - 30zł (246zł) + ???
Na miejscu okazało się, że mój chłopak jest nieogarnięty i nie ma żadnej bluzy. Co prawda zazwyczaj na Woodstocku jest bardzo upalnie, ale tym razem było dość chłodnawo, a noce były całkiem zimne. Piszę to dlatego, ponieważ kupiliśmy mu bluzę za 30 zł. Do sklepu chodziłam kilka razy. Moje standardowe zakupy to: świeże bułeczki (5 bułek - 1,50zł) i cordon bleu (2 za ok 3,5zł), wodę (nie cała złotówka...), sok (około 2 zł), coś na kanapki (salami, ser... 3-5zł), zdarzały się i lody (1zł) albo chipsy (2zł). Za takie zakupy płaciłam coś około 10-15zł. W między czasie odkupiliśmy jeszcze od kogoś jakieś piwo, ale przyznaje, że piliśmy też sporo ofiarowanego, a nawet znaleźnego (!). Nie kradzionego! Historia jest całkiem zabawna, bo siedziałam na koncercie i pomyślałam, że napiłabym się piwa, a ono autentycznie przyturlało się do mnie! Nie widziałam nigdzie właściciela, wiec zaopiekowałam się tą zamkniętą puszką. Przyznaje, że brakowało nam pod koniec alko i gdyby nie życzliwość znajomych to z pewnością byśmy jeszcze dokupili.

Jako, że nie jestem fanką pasztetu i tym podobnych wyrobów... Kupowałam na kanapki serek do smarowania albo zwykły krojony żółty ser lub jakąś szynkę. Mój chłopak początkowo był zaskoczony, że na takim wyjeździe też można jeść praktycznie normalne kanapki. ;) Zamiast masła używałam jakiegoś sosu, keczupu lub musztardy.

Wyjazd oczywiście byłby droższy, gdybym częściej (gdybym w ogóle!) jadała w gastronomii, ale nie jestem jakąś wielką fanką takiego żarcia. „Zaoszczędziłam” też na ciepłych prysznicach, bo zimne krany mi zupełnie wystarczają. Zwłaszcza, że mogłam do nich pójść w każdej chwili i nie musiałam tracić godzin na kolejki. ;)

Nie napisałam tego wpisu, żeby szczycić się, że jakoś specjalnie mało wydałam - zupełnie nie to było moim celem. Chciałam jedynie przedstawić sytuację, pozwolić komuś „zajrzeć” do mojego portfela. Myślę, że niektórzy zastanawiają się, ile kosztuje taki festiwal. Wiadomo oczywiście, że każdy wyda inną kwotę. Są ludzie, dla których ta kwota nie mieści się w głowie, bo wydadzą kilka razy tyle na sam alkohol i inne zabawy, albo kupią dużo więcej jedzenia, które niestety później często się marnuje (z moich obserwacji wynika, że robi tak ogrom osób...). Są też tacy, którzy np. zupełnie nie piją, ale na samo jedzenie mogą wydać podobną kwotę. Nie ważne, w której grupie jesteś, chciałam pokazać jak tani jest Woodstock i wcale nie trzeba jeść cały czas chleba z pasztetem. Na powrót np. przygotowałam 10 bułeczek z serem żółtym, papryką, musztardą i sosem hamburgerowym. Panowie dziwili się i mówili, że po co mi, aż tyle kanapek. A później każdy się o nią prosił... ;)

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com. 

Zobacz inne #lovewoodstock:
Woodstock - kultura w błocie
BRUDstock? Cala prawda o WOODSTOCKU!

Zapraszam też na facebooka i google+!

1 komentarz: