Nie wiem czy jest jeszcze ktoś, kto jest zainteresowany tym filmem, a go ciągle nie oglądał. Mimo wszystko zapraszam do przeczytania mojej opinii i komentarza.
Przede wszystkim gratuluję Simmonsowi Oscara, kibicowałam mu!
Whiplash jest dobry i bardzo mocny. Całkowicie zgadzam się z
komentarzem z plakatu „intensywny
do bólu”.
Jest idealny. To film bardzo emocjonalny, a ból odgrywa tam dość
znaczącą rolę.
Młody perkusista dostaje szansę by grać w orkiestrze u najlepszego
profesora w szkole. Tak się wydaje na początku... Nauczyciel jest
perfekcjonistą, za każdy mały błąd może wyrzucić cię z zajęć.
Możesz wylecieć nawet gdy nie popełniłeś błędu, ale nie jesteś
pewny swoich umiejętności. Nie zawsze jednak wylatują uczniowie -
czasami latają krzesła... Długo myślałam, że profesor jest
agresywny, ale mimo wszystko skuteczny. Jeśli chcesz uczyć się pod
jego nadzorem musisz to tolerować. Wydawało mi się, ze znam ten
typ – chcąc osiągnąć jak najlepsze wyniki posuwa się do
przemocy psychicznej czy fizycznej. Ale nie postać, którą grał
Simmons. On był prawdziwym psychopatą. Jego zachowania nie można
tłumaczyć tym, że chciał by uczniowie dążyli do doskonałości.
On uczył, żeby móc być agresywnym. Sprawiało mu to przyjemność
i satysfakcję. Potrafił wykorzystać każdą słabość swojego
ucznia. Zaledwie dodatkiem do tego był jego słuch i umiejętności.
Zabrakło mu za to profesjonalizmu. A początkowo mi naprawdę
imponował! Myślałam, że jest ostrym profesorem, którego
uczniowie w młodym wieku stają się najwspanialszymi muzykami. A on
był zaledwie psychopatą gnębiącym utalentowane, wrażliwe na
muzykę osoby.
W filmie podobał
mi się
też
Andrew (Miles
Teller).
Fajny uczeń,
fajnie grał
(tym bardziej, że
perkusja to ciekawy instrument!). Czekałam
kiedy w końcu
jebnie temu procesorowi... Przyznaję,
że
lubię
tego aktora i już
przed Wiplash'em
śledziłam
jego filmografie (polecam m.in. Two
Night Stand!).
Uwielbiam go, a
jego twarz
przypomina
mi młodego
Sylwestra Stallone.
Muzyka też była świetna a ja marzyłam by oglądać ten film
słuchając muzyki na żywo. Posłuchajcie sami.
Wracając do nauczyciela: zwłaszcza ostatnie sceny potwierdzają według
mnie moja tezę. On chciał być czyimś mentorem by móc go udupić dla
swojej satysfakcji. Każdy sukces i powodzenie wychowanka zaskakiwały go.
I chociaż w momencie osiągnięcia sukcesu chciałby pewnie towarzyszyć
swojemu uczniowi, nie wiem czy ktokolwiek chciałby mieć przy sobie taką
osobę jak on.
A co by było gdyby tacy nauczyciele w ogóle nie istnieli? Gdyby wszyscy karmili nas tylko dobrym słowem, czy pokonywalibyśmy swoje granice? Nie mówię tu oczywiście o tym, że każdy powinien lać nas za wszystko. Ale czy ci najwięksi nie dokonali swoich czynów pod presją? Na przekór wszystkim? Pytanie też, czy ci którzy zrezygnowali, poddali się tej presji byli przegranymi, którzy nigdy by do niczego nie doszli? Czy tacy gnębiciele uciszyli kilku geniuszy naszego świata? Myślę, że jest to bardzo prawdopodobne, wielu jest ludzi o delikatnej psychice, zwłaszcza wśród artystów. Chociaż część osób powie pewnie, że jak ktoś miał coś osiągnąć to i tak to osiągnie. Ale czy na pewno? Słowa potrafią bardzo demotywować i nie każdy jest w stanie stawić czoła „tyranowi”.
Moja konkluzja jest oczywiście banalna, nauczyciel powinien raczyć dobrym i złym słowem. Wszystko zależy od sytuacji i od osoby. Powinien jednak dawać nadzieję, bo ta potrafi kiełkować kilka lat by ostatecznie doprowadzić do sukcesu.
A Whiplash'a polecam całym sercem, bo to dzieło doskonałe. Poniżej trailer.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz