17 czerwca 2015

Gdy masz w końcu wolne...

To niesamowite, że potrafimy spiąć się i zapieprzać cały tydzień, miesiąc lub dwa. Jesteśmy bezustannie w ruchu, mamy zaplanowany każdy kolejny krok, a wolne popołudnie przeznaczamy na sen. Chwila relaksu to już luksus. Miewam takie okresy wzmożonej aktywności, po których zawsze przychodzi ten dziwny czas wolny.

Ostatni miesiąc, a właściwie sporo dłużej, to była niezła jazda. Każdy wolny moment miałam zaplanowany, a gdy chciałam wyluzować, to wcześniej musiałam pracować dwa razy szybciej lub ciężej. Potrafiłam wiele nocy z rzędu spać po 2-3 godziny, bo w nocy pracuje się lepiej. Pisałam coś o tym tutaj, ale niestety zaniedbałam też trochę bloga. Chociaż to zaniedbanie wynika tylko i wyłącznie z moich założeń. Jednak przy takiej ilości obowiązków (zwłaszcza związanych z pisaniem) okazało się to nieuniknione. 

Miałam być o czasie wolnym! Wyczekujemy go, planujemy co będziemy robić: imprezować, spotkać się w końcu na spokojnie ze znajomymi, poczytać książkę, nadrobić seriale lub premiery kinowe. A gdy zbliża się okres wakacyjny, możemy wyruszyć w jakąś podróż lub zaplanować zmianę w naszym życiu. Oczywiście nie tylko w lato, ale dla mnie to się w jakiś sposób wiąże.

I nadchodzą nagle wolne dni, nie jeden, nie dwa, ale parę. Trochę odpoczynku zanim zaczniemy kolejne „dorosłe obowiązki”. I co się dzieje? Wiadomo, zawsze znajdzie się czas by odespać w końcu zarwane noce, ale poza tym... nie zawsze rzucamy się od razu w wir spotkań i zabawy. Wypad z kimś na piwo tak, ale jeszcze nie szalona impreza, której przecież tak chcieliśmy. Jesteśmy zmęczeni (a może tylko ja... ;) ) i pierwszy wolny dzień przypomina raczej zamknięcie się w kokonie.

Przynajmniej u mnie tak to często funkcjonuje. Pierwszy dzień odpoczynku po długim czasie obowiązków rzadko jest bardzo aktywny. Jakby relaks miał fazy. Na początku chcemy odsapnąć, odespać, odpocząć, wyłączyć myślenie wgapiając się w serial, film lub książkę, dopiero później zaczyna się aktywna część, w której resetujemy mózg imprezując i nadrabiając zaległości ze znajomymi.

Myślę, że kiedyś częściej imprezowało się od razu po odbębnieniu obowiązków. A przynajmniej ja, może to już starość (to możliwe, teraz muszę odespać, żeby bawić się całą noc ;) ). Albo po prostu więcej się od nas wymaga i to bardziej męczy?

W każdym razie dzień spania i nadrabiania seriali za mną! Oznacza to, że zaczynają się luźniejsze dni. Jeszcze parę rzeczy przede mną, ale praca dyplomowa już złożona, więc najważniejsza rzecz z głowy. Będę mogła teraz wyjść z domu bez stresu i poczucia, że powinnam zajmować się czymś innym... Mam nadzieję, że wrócę też do regularnego pisania na blogu. Miałam ostatnio taki problem, że wymyślałam temat, ale nie miałam czasu by go rozwinąć...

Chciałabym też złapać znowu za gitarę, bo ostatnio miałam ją w ręku chyba w lutym... A jako, że dopiero zaczynałam wtedy grać, teraz pewnie nic nie umiem. Ale po to ma się czas wolny! Zresztą wolne dni, czy nie, najważniejsze, że nad głową nie wiszą stresujące terminy i przerażające zaliczenia. To właśnie jest wolność. To, że można bez nawet najmniejszych wyrzutów sumienia spędzić popołudnie nad czymś przyjemnym. Nie trzeba od razu brać do tego tygodnia urlopu. Wystarczy, żeby nasza głowa miała odpoczynek. Oby częściej

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

5 komentarzy:

  1. Odpoczynek jest potrzebny, więc albo sami sobie rozłożymy tak czas, aby było na niego miejsce albo w pewnym momencie organizm się zbuntuje i zrobi nam przymusowy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy naprawdę nas cisną w szkole, to tylko czekam, aż będzie jakiś dłuższy okres wolnego, planuję sobie, czego to bym nie zrobiła... A potem i tak wychodzi, jak wychodzi ;) Paradoksalnie, jak mam więcej obowiązków,to lepiej organizuję sobie czas i wtedy, działając według planu, upycham gdzieś drobne przyjemności. Gdy zaś mam za dużo czasu wolnego, to nagle się okazuje, że jednak nie zrobiłam tych wszystkich wspaniałych rzeczy, które chciałam... Paradoks?
    Fajny wpis, zgadzam się z Tobą w zupełności, że odpoczynek to też kwestia nastawienia, pewien stan umysłu. Pozdrawiam i pamiętaj, żeby zawsze móc znaleźć chwilę dla siebie ;P
    www.ladywagabunda.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jak mówisz! Gdy mam pełno roboty to i tak często mogę znaleźć chwilkę czasu, na coś, co naprawdę chcę zrobić. A gdy tego czasu jest bardzo dużo to robię wszystko i nic... :P

      Usuń
  3. Ps (to nic, że na początku) kocham nazwę Twego bloga, od razu ciepłe uczucia.
    Co do odpoczynku, to kiedy mam masę obowiązków to projektuje jak wiele rzeczy będę robić i zawsze frustruje mnie, że nie mogę robić tego ad hoc. A kiedy mam wolne, mogę bez wyrzutów sumienia zrobić coś to zazyczaj czas leci jakoś tak bez efektów, nie wiem czy ta kreatywność odpala się tylko jak jestem pod wpływem zmęczenia i stresu czy jak mam wolne to wydaje mi się, że na wszystko mam czas. A może chill polega na tym, by pozwolić sobie na bezczas.

    OdpowiedzUsuń