28 sierpnia 2015

Jakdojade.pl - #19 Coś fajnego!

Dzisiaj muszę polecić coś bardzo banalnego - stronkę, którą zapewne już wszyscy znają. Jakdojade.pl to serwis wyszukujący połączenia komunikacyjne. I jest w tym niezawodny!

Dla mnie jakdojade.pl działa świetnie. Szybko mogę sprawdzić jak gdzieś dojechać, ale także sprawdzić, ile zajmie mi podróż i o której powinnam wyjść z domu. W dodatku mogę wpisać dokładny adres, a strona pokaże mi mniej więcej w jakiej odległości od przystanku znajduje się to miejsce. Niestety nie wszystkie ulice można znaleźć (trzeba też uważać, bo strona może nam zaznaczyć inną ulicę). Fantastyczne jest też to, że ta strona działa nie tylko w konkretnym mieście, ale także w okolicy - można więc sprawdzić jak dojechać na przedmieścia. A czasem nawet można sprawdzić przejazd z miasta do miasta!

Wiem, że jakdojade.pl nie zawsze pokazuje mi najdoskonalsze połączenie. Czasami ma problem z przesiadkami i zamiast przejść na inny przystanek każe mi jechać jakimś objazdem. Wiem to ponieważ od lat poruszam się po Warszawie i znam czasem wygodniejszy sposób dojazdu. Mimo to w 98% przejazdów sprawdza się doskonale. W dodatku można wybrać też opcję bez przesiadkową, jeśli jest możliwa, albo wybrać np. tylko tramwaje lub same autobusy. Małym minusikiem ode mnie jest też to, że według tego serwisu kilometr idzie się aż 20 minut. To duża przesada.

Jakdojade.pl jest niezastąpioną stroną dla osób, które są nowe w danym mieście. Myślę, że każdy powinien się z nią zapoznać. Polecam zwłaszcza studentom wyjeżdżającym do innego miasta. ;) Ale przydaje się także na wyjazdach turystycznych. Korzystałam z jakdojade.pl w Trójmieście, a niedługo skorzystam w Krakowie. Wystarczy dostęp do internetu w telefonie by zawsze móc sprawdzić, jak gdzieś dojechać. Serwis ma też swoją aplikację mobilną, z której co prawda nie korzystam, ale warto to sprawdzić.

Używam jakdojade.pl w wielu sytuacjach. Czy to sprawdzenia nieznanej dla mnie lokalizacji, sprawdzenia godziny wyjścia albo poznania jakichś zmian w kursowaniu autobusów w Warszawie (bo jakdojade.pl bardzo szybko je uwzględnia!) czy w czasie wypadów do jakiegoś nieznanego mi miasta. Więc jak tylko się gdzieś wybierasz - sprawdź, czy to miasto ma jakdojade.pl. :)

Artykuł niesponsorowany. 

Wpadaj na mojego facebooka i google+!

26 sierpnia 2015

Zakochaj się w Żoliborzu #3 - Park Kaskada (DUŻO ZDJĘĆ)

Pomysł był taki by przedstawić najpierw piękne Żoliborskie parki, a później być może pokazać ciekawe miejsca z innych miejsc Warszawy. A tu zaskakuje mnie koniec lata, a do tej pory pokazałam jedynie Sady i Park Żywiciela. To musi się zmienić! Dzisiaj wyjątkowe miejsce - Park Kaskada.

Park Kaskada znajduje się w okolicy Metra Marymont (dosłownie parę metrów!), a mimo to, gdy już tam jesteśmy możemy całkowicie odciąć się od miasta. Wiem, że piszę to chyba o każdym miejscu na Żoliborzu, ale zobaczcie sami...

W Parku Kaskada znajduje się kaskada wodna, która w lato może przynieść odrobinę orzeźwienia. Ale to nie jedyny obiekt wodny, przy którym można wypoczywać. Moim hitem jest ta sadzawka, przy której czuję się jakbym zgubiła się gdzieś daleko za Warszawą.
  
Park Kaskada znajduje się jakby na kilku „poziomach”. Wyżej (bliżej metra i „cywilizacji)” znajduje się boisko i siłownia plenerowa, a niżej właśnie to co mogłeś podziwiać w dzisiejszym wpisie. Czy trzeba coś jeszcze dodawać? Zapraszam na Żoliborz. :)


Zobacz koniecznie Zakochaj się w Żoliborzu:
#1 Sady Żoliborskie
#2 Park Żywiciela

24 sierpnia 2015

Nie bój się - największe oszustwo dzieciństwa! Głupota czy odwaga?

Nie wiem, czy karmili cię tym samym kłamstwem, ale ja doskonale je pamiętam. Wystarczy się nie bać, a wszystko pójdzie dobrze. Wcale tak nie jest, a strach jest naturalną reakcją, która powinna służyć nam do przetrwania. Skąd więc ta pokręcona logika, że przetrwamy właśnie wtedy, gdy się go wyzbędziemy?

Pierwsze kłamstewka to dla mnie odrzucenie strachu do jazdy na rowerze albo do ślizgania się po lodzie. Byłam chyba ufnym dzieckiem, ale także dość pamiętliwym. Bo do dzisiaj pamiętam jak wyrżnęłam na lodzie zachęcona przez tatę do wzięcia rozbiegu przed zimową ślizgawką. I zrobiłam to z pełną mocą, zupełnie bez lęku. Okazało się, że wcale nie jest tak fajnie. Podobnych historii jest mnóstwo - zaczynam myśleć, że zazwyczaj rodzice mają rację i skoro mam się nie bać, że wywrócę się na rowerze to może faktycznie przestanę się podpierać i zacznę ze wszystkich sił pedałować. Upadki bolą. To jasne, że ucząc się nowych rzeczy mogą nam się zdarzyć takie wpadki, a mimo to warto próbować. Można to jednak robić odważnie niekoniecznie wyzbywając się strachu. I to jest mądre. Bo strach nas chroni. Gdybyśmy się zupełnie nie bali to robilibyśmy dużo głupstw, a umieralność była by zdecydowanie wyższa. Właściwie w internecie jest mnóstwo dowodów na to, że niektórzy kompletnie nie odczuwają strachu.

Strach jest naturalny dla naszego instynktu przetrwania. Odczuwamy go i wiemy, że coś jest nie tak. Mimo to możemy podjąć decyzję, żeby coś jednak zrobić. Jesteśmy wtedy odważni, ale odwaga to umiejętność podjęcia dobrej decyzji mimo niesprzyjających uwarunkowań. A nie głupota, która popycha nas do zrobienia czegoś ryzykownego, co nie przynosi żadnych wyższych korzyści. 

Często ludzie, których uważa się za bardzo odważnych, mówią otwarcie, że się boją. Jest to dla nich naturalne, że robią coś mimo odczuwania strachu, który im nieustannie towarzyszy. Mam na myśli przykładowo żołnierzy, którzy wyruszają na wojnę wiedząc, że mogą zginąć i boją się tego, ale odważnie stają do walki. Gdyby się nie bali śmierci, a zabijanie było by dla nich emocjonalnie obojętne byli by zwykłymi psychopatami. (Najczęściej tak jednak nie jest dlatego osoby wracające z tragicznych misji mają ze sobą tak ogromne problemy psychiczne.)

I tym sposobem od upadku na lodzie przeszłam do wojny, ale chciałam wyjaśnić mechanizm strachu, który jest dla mnie czymś całkiem fajnym i często przykro mi patrzeć, gdy ktoś nie ma takiej wyobraźni jak ja. Boję się o zdrowie mojego dziecka - nie palę, nie piję w ciąży. Boję się, że upadnę i złamię sobie kręgosłup - nie skaczę po schodach. Boję się, że potrąci mnie samochód - jestem ostrożna na jezdni. To oczywiście wymyślone przykłady, ale tak właśnie powinien działać strach. Co więcej na jednym z przykładów mogę też wyjaśnić działanie odwagi. Chcę przebiec przez ulicę, bo widzę, że może mi uciec autobus (zakładając, że to prawdziwa potrzeba, dla której trzeba ryzykować) - zanim to zrobię szybko to przemyślę, ocenię sytuację i będę bardziej czujna. Tak działa odwaga. Głupotą za to byłoby wbiegnięcie na jezdnię zupełnie bez uprzedniego rozejrzenia się (wciąż przy założeniu, że biegnięcie do autobusu przez środek jezdni nie jest głupie...).

Zatem błagam ludzie, przestańcie mylić głupotę z odwagą. Bo często naprawdę nie warto ryzykować, a możliwe szkody znacznie przewyższają ewentualne korzyści. Przewrócenie się na rowerze to nic strasznego, a korzyścią jest to, że w końcu nauczymy się jeździć. Ale już np. wskoczenie do wybiegu niedźwiedzi nie jest niczym mądrym. No chyba, że korzyścią ma być zdjęcie z misiem...

22 sierpnia 2015

Urlop, WAKACJE - #18 Coś fajnego!

Pisałam już, że lato jest fajne i podróże są super, a dziś napiszę kolejną oczywistą rzecz. I chociaż lato powoli dobiega końca, a szkoła zaczyna się już niedługo - planuję jeszcze małą wycieczkę.

Planowałam ich nawet więcej, ale oczywiście nie mam możliwości na wszystkie pojechać. Mimo to, odpoczynek jest świetny. Zrób to dla siebie i jedź na urlop. Nawet jeżeli mają to być tylko dwa dni w niedalekiej okolicy. Ale to już mówiłam i nie chcę się powtarzać.

W wakacjach coś jeszcze jest fajnego. Chociaż wiem, że dla ludzi pracujących nie ma to za bardzo znaczenia, że jest jakiś okres wakacyjny. Ale ja odczuwam mimo wszystko, że wakacje są jakieś inne. Nie wszyscy ludzie są takimi robotami jak zazwyczaj. Za to po pracy spacerują lub idą na rower. Atmosfera jest po postu inna. To oczywiście moje prywatne odczucia.

Dla każdego ważne jest by nie nastawiać czasem budzika i nie mieć tego dnia żadnych obowiązków. I nie ważne czy się uczysz, czy pracujesz - sam weekend nie wystarczy. Mam nadzieję, że będę miała co napisać po powrocie, chociaż to tylko 3 dni. To nie ważne. Liczy się moja radość i podekscytowanie wyjazdem. Oraz to, że w końcu odpocznę i spędzę parę chwil ze znajomymi bez myślenia o tym, że trzeba wracać zaraz do domu. Zrób to także dla siebie - odpocznij w wakacje.

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

20 sierpnia 2015

Jak przeżyć Woodstock za 150 zł? #lovewoodstock

Woodstock za 150 zł pewnie nie zdziwi wielu osób, zwłaszcza, że jest to impreza darmowa. Ale mój wyjazd na Woodstock trwał tydzień i na CAŁY wyjazd wydałam 150 zł. Także z dojazdem. Co więcej nie jadłam najtańszego pasztetu z chlebem, bo nie przepadam za takimi posiłkami.

Ogólnie uważam się za osobę dość dobrze gospodarującą finansami. Ale nie znaczy to, że zawsze mało wydaję i nie kupuję głupot. Mimo to, takie wyjazdy mało mnie kosztują, bo nienawidzę marnowania pieniędzy. Zacznę od tego, że 150 zł to suma określona dość umownie. Zakupy robiłam razem z chłopakiem i nie jesteśmy w stanie stwierdzić, ile „drobnych” mieliśmy przy sobie, ale na nas łącznie, poszły trzy stówki. Na wszystko. Poniżej robię zatem rozpiskę na 300 zł, ale podkreślam, że dotyczy to dwóch osób!

DOJAZD I POWRÓT - 80
Dojazd z Warszawy wyszedł nas w tym roku wyjątkowo tanio, ponieważ w dwie strony płaciliśmy zaledwie 40 zł od osoby! Podobnie było w zeszłym roku, gdy w jedną stronę jechaliśmy stopem, a wracaliśmy pociągiem. Tak więc 80 z 300 zł to był całkowity koszt dojazdu.

PIERWSZE ZAKUPY - 60 zł (140zł)
Pierwsze zakupy spożywcze, jeszcze przed Woodstockiem, to rzeczy, które chcieliśmy mieć ze sobą już z dniem przyjazdu. W tych zakupach były ze 2 czy 3 słoiczki gotowych dań do podgrzania, paczka kabanosów, dwie butelki wódki i coś na drogę. Zaznaczę tylko, że na Woodstocku nie można mieć szklanych butelek ani słoików, ale nie nocuję na głównym polu, a szkła nie wynoszę poza  „obozowisko”. Mój sposób na wódkę jest po prostu taki, że nalewam ją do dużej butelki z jakimś napojem, mieszam i takiego drinka ze sobą noszę. Robię tak już od co najmniej dwóch lat, bo jakoś mam mniejszą ochotę na piwo. Jeśli chodzi o podgrzanie tych gotowych posiłków to mam kolejną rzecz niedozwoloną na głównym polu (Woodstock sorry...), czyli turystyczną butlę gazową. Jest to bardzo fajna rzecz - mała, lekka i dość tania.

DRUGIE ZAKUPY - 60 zł (200zł)
Kolejne większe zakupy zrobiliśmy już w Kostrzynie, jeszcze przed przyjazdem na pole. To ważne, ponieważ na miejscu nie można kupić chociażby innego piwa niż sponsora. Wydaliśmy około 60 zł z tego co pamiętam. To poniekąd dzięki temu, że sklepy są przygotowane na Woodstockowiczów i robią wielkie promocje na alkohol i produkty, z których łatwo i szybko można zrobić coś do jedzenia. Tam kupiliśmy jakiś serek kanapkowy, chleb, kolejną butelkę wódki („Bo była tania!”), napój do wódki, dużą zgrzewkę piwa (2zł za puszkę), wodę i chyba kiełbasę. Nie pamiętam, czy na pewno my ją kupiliśmy, bo znajomy kupił jednorazowego grilla.

JEDZENIE U KRYSZNOWCÓW - 2x8zł (216zł)
Obowiązkowy punkt Woodstockowego życia! Właściwie mogłabym tam jeść codziennie, to jest pyszne!

ZAKUPY NA MIEJSCU - 30zł (246zł) + ???
Na miejscu okazało się, że mój chłopak jest nieogarnięty i nie ma żadnej bluzy. Co prawda zazwyczaj na Woodstocku jest bardzo upalnie, ale tym razem było dość chłodnawo, a noce były całkiem zimne. Piszę to dlatego, ponieważ kupiliśmy mu bluzę za 30 zł. Do sklepu chodziłam kilka razy. Moje standardowe zakupy to: świeże bułeczki (5 bułek - 1,50zł) i cordon bleu (2 za ok 3,5zł), wodę (nie cała złotówka...), sok (około 2 zł), coś na kanapki (salami, ser... 3-5zł), zdarzały się i lody (1zł) albo chipsy (2zł). Za takie zakupy płaciłam coś około 10-15zł. W między czasie odkupiliśmy jeszcze od kogoś jakieś piwo, ale przyznaje, że piliśmy też sporo ofiarowanego, a nawet znaleźnego (!). Nie kradzionego! Historia jest całkiem zabawna, bo siedziałam na koncercie i pomyślałam, że napiłabym się piwa, a ono autentycznie przyturlało się do mnie! Nie widziałam nigdzie właściciela, wiec zaopiekowałam się tą zamkniętą puszką. Przyznaje, że brakowało nam pod koniec alko i gdyby nie życzliwość znajomych to z pewnością byśmy jeszcze dokupili.

Jako, że nie jestem fanką pasztetu i tym podobnych wyrobów... Kupowałam na kanapki serek do smarowania albo zwykły krojony żółty ser lub jakąś szynkę. Mój chłopak początkowo był zaskoczony, że na takim wyjeździe też można jeść praktycznie normalne kanapki. ;) Zamiast masła używałam jakiegoś sosu, keczupu lub musztardy.

Wyjazd oczywiście byłby droższy, gdybym częściej (gdybym w ogóle!) jadała w gastronomii, ale nie jestem jakąś wielką fanką takiego żarcia. „Zaoszczędziłam” też na ciepłych prysznicach, bo zimne krany mi zupełnie wystarczają. Zwłaszcza, że mogłam do nich pójść w każdej chwili i nie musiałam tracić godzin na kolejki. ;)

Nie napisałam tego wpisu, żeby szczycić się, że jakoś specjalnie mało wydałam - zupełnie nie to było moim celem. Chciałam jedynie przedstawić sytuację, pozwolić komuś „zajrzeć” do mojego portfela. Myślę, że niektórzy zastanawiają się, ile kosztuje taki festiwal. Wiadomo oczywiście, że każdy wyda inną kwotę. Są ludzie, dla których ta kwota nie mieści się w głowie, bo wydadzą kilka razy tyle na sam alkohol i inne zabawy, albo kupią dużo więcej jedzenia, które niestety później często się marnuje (z moich obserwacji wynika, że robi tak ogrom osób...). Są też tacy, którzy np. zupełnie nie piją, ale na samo jedzenie mogą wydać podobną kwotę. Nie ważne, w której grupie jesteś, chciałam pokazać jak tani jest Woodstock i wcale nie trzeba jeść cały czas chleba z pasztetem. Na powrót np. przygotowałam 10 bułeczek z serem żółtym, papryką, musztardą i sosem hamburgerowym. Panowie dziwili się i mówili, że po co mi, aż tyle kanapek. A później każdy się o nią prosił... ;)

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com. 

Zobacz inne #lovewoodstock:
Woodstock - kultura w błocie
BRUDstock? Cala prawda o WOODSTOCKU!

Zapraszam też na facebooka i google+!

18 sierpnia 2015

Co sie właściwie dzieje z tym blogiem? Jakie plany na Kocham Kozy?

To wpis z serii, których nienawidzę na żadnych blogach. Dobrze wiem, że nikogo to nie obchodzi, bo nikt nawet nie zauważa naszej nieobecności. Poza oczywiście przykładami ogromnych blogerów czy youtuberów. ;) Dlaczego więc piszę taki wpis? Głównie dla siebie, żeby pisemnie sobie wszystko uporządkować. A poza tym, może ktoś będzie miał ochotę poznać losy bloga?

Mówiłam sobie, że czerwiec był słaby, miałam ruszyć w lipcu z kopyta, ale i to nie wyszło. Jeszcze gorzej w sierpniu, gdzie w pierwszych dwóch tygodniach pojawił się zaledwie jeden wpis. Nawet jeśli chciałabym wykręcić się wyjazdem to żaden tyle nie trwał. A szkoda. ;)

Zatem dlaczego nie było mnie za często? Pustka w głowie, brak pomysłów? Nic z tych rzeczy! Pomysłów jest wiele i nieustannie napływają nowe! Mimo to kompletnie nie miałam weny do rozwijania ich. Nie miałam ochoty siadać do pisania, tym bardziej, że nic nie trzymało się kupy. W dodatku od paru tygodni sporo pracuję, a najgorsze jest to, że moją pracą jest... pisanie na komputerze. W czasie dyżuru przeprowadzam ponad setkę pisemnych rozmów z klientami. Dlatego po pracy kompletnie nie mam ochoty już nic więcej tworzyć. Zmartwiło mnie, że to, tym bardziej, że pracuje także w weekendy. Wiem, że nie powinnam wszystkiego na tę pracę zwalać, bo po prostu potrzebuję więcej samozaparcia, żeby napisać to co chciałam. Co więcej, na temat pracy też mam coś do powiedzenia. A właściwie na temat jej szukania...

Chcę też kontynuować serię Zakochaj się w Żoliborzu, która sprawia mi wielką frajdę. Póki co przedstawiłam dopiero Sady Żoliborskie i Park Żywiciela, a na Żoliborzu kryje się dużo, dużo więcej! W dodatku chciałabym później wyjść poza moją dzielnicę, więc powinnam się streszczać, bo jest tyle wspaniałych miejsc do pokazania! Miałam też napisać jeszcze jeden wpis o Woodstocku i na pewno zrobię to w najbliższym czasie, póki jeszcze o wszystkim pamiętam. Szykuje mi się też mała wycieczka, więc pewnie i o niej będę chciała wspomnieć. Myślę też o tym, żeby poogarniać może trochę filmy, które oglądam i polecać te dobre w miarę na bieżąco (nie tylko te tytuły, które mogłyby trafić na bloga jako „Coś fajnego”). Właściwie chciałam to robić od początku bloga i nie wiem z jakiego powodu tego nie zrealizowałam do dzisiaj... Nie wspominając już o tym, że nawet „Coś fajnego” nie pojawia się ostatnio w każdym tygodniu...

Jak widać, pomysłów mam trochę, ale gorzej z realizacją. Nie wiecie nawet, ile wpisów mam zaczętych i pozostawionych po jednym zdaniu lub akapicie. Czasem to po prostu nie był mój dzień... Tym bardziej, że wolę pisać nocą, a przez różne godziny pracy i zmęczenie nie mogłam tego robić w moim trybie. 

Dlatego napisałam dla siebie właśnie to podsumowanie, które teraz czytasz, żeby mieć dokładny zarys planów i móc je w swoim tempie realizować. Trzymaj kciuki.

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

15 sierpnia 2015

Basen - #17 Coś fajnego!

Afrykańskie upały nie odpuszczają, a my musimy sobie z nimi jakoś radzić. Nie ważne czy jesteś w wielkim mieście, czy na wsi - temperatura jest nie do wytrzymania. Kto może wyleguje się na plaży i kąpie w jeziorze, ale co zrobić, jeżeli masz tylko parę godzin wolnego, a do najbliższego kąpieliska wiele kilometrów?

Basen to moje wybawienie tego lata! Oczywiście mówię o basenie odkrytym. To wspaniały wynalazek. W dodatku wcale nie taki drogi. W Warszawie jest kilka do wyboru, ja wybieram Baseny Inflancka, bo jest to w moim najbliższym sąsiedztwie. Płacę 11 zł za wejście (bilet ulgowy) i siedzę aż do zamknięcia (niestety tylko do 19:00). Gdy temperatura powietrza wynosi 35°C warto wejść do dużo wody i rozkoszować się idealnym schłodzeniem.

W dzieciństwie korzystałam często z rozkładanego basenu na działce. Nie był głęboki, ale za to na tyle duży, że spokojnie mieścił 2-3 materace obok siebie. Nie mam teraz takich luksusów, ale zazdroszczę każdemu, kto ma możliwość postawienia nawet takiej zwykłej zabawki. Bo i te baseny mogą być super - nie można w nich co prawda pływać, ale samo leżenie w takiej wodzie niesamowicie relaksuje.

Odkryty basen to zdecydowanie „coś fajnego”! Wiem, że to żadne odkrycie i wiele osób na pewno korzysta z basenów lub innych kąpielisk, ale chciałam o tym po prostu przypomnieć. Koniecznie sprawdźcie, gdzie możecie taki znaleźć w swojej okolicy, a być może odwiedzicie go już jutro po pracy? ;)

Zaproście więc znajomych, bierzcie piłkę i idźcie na basen!

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

09 sierpnia 2015

BRUDstock? Cala prawda o WOODSTOCKU! #lovewoodstock

Woodstock zakończył się już TYDZIEŃ temu, a ja wciąż nie mogę zebrać się do opisu tego wydarzenia. Wspominałam o nim przed wyjazdem tutaj, a teraz pora na wrażenia po. Zapraszam!

Tegoroczny, 21 Przystanek Woodstock był już moim czwartym. Wybierałam się co prawda już rok wcześniej, ale musiałam zmienić plany. Dla mnie to pewne, że każdy Woodstock jest inny, chociaż zawsze towarzyszy mu wspaniała atmosfera otwartości i wolności. Jest niewiele miejsc poza Woodstockiem, gdzie można być w pełni tym kim się zawsze chciało, czyli np. nosić strój tygryska przez tydzień (są rzeczy, które tylko Woodstockowicz zrozumie). Tak, chodzi o to, żeby tydzień chodzić w tych samych ciuchach...

Na Woodstocku spotkać można samych pijanych ludzi (w dodatku brudnych i śmierdzących!), którzy załatwiają się gdzie popadnie! W dodatku ludzie chodzą roznegliżowani i proszą się o macanie! Dziewczyny tylko czekają na to, żeby jakiś brudas zaprosił je do swojego namiotu! Co więcej, jacyś szaleńcy biorą na ten Festiwal dzieci, które oswajają się z tym potwornym obrazem. W przyszłości to pewnie one będą bawiły się tu z gołym tyłkiem w błocie!

Czasami wpada na Festiwal ktoś „z zewnątrz”, kompletnie nie rozumiejący tej bajki, i próbuje wmówić światu, że taki właśnie jest Woodstock... To przykry i przede wszystkim krzywdzący obraz! Taki sam, jakby np. pokazać w Warszawie samych bezdomnych. Albo jakąś imprezę, na której ludzie mają swoje... intymne chwile w toalecie. Wszyscy wiedzą, że takie sytuacje mają miejsce, ale że jest to jakiś margines.

Czy na Woodstocku są narkomani, a ludzie uprawiają niezobowiązujący seks? Pewnie tak, jak wszędzie na świecie. Ja osobiście się z tym nie spotkałam. Czy ludzie upiją się tam od samego rana? Wiele osób na pewno! Ale nie to jest ideą tego Festiwalu! Czy to prawda, że po pierwszym dniu nie da się skorzystać z toi toia? Z jednej strony to trochę zabawne, z drugiej - wcale nam do śmiechu nie jest. Przy tak ogromnym Festiwalu, na który przyjeżdża minimum PÓŁ MILIONA osób nie ma możliwości by utrzymać toiki non stop w nienagannej czystości. To nie znaczy, że po 3 dniach wchodzimy w całe to gówno. Toi toie są na szczęście opróżniane i czyszczone każdego dnia. Skorzystanie ze świeżutko opróżnionego i oczyszczonego toi toia to rzecz święta! Czy ludzie na Woodstocku chodzą nago i macają się ze wszystkimi? Ogrom osób nosi tabliczki z „Free Hugs”, ale macaniem to raczej nie jest. A w czasie Festiwalu zwykle panuje ogromny upał. Nic więc dziwnego, że wiele osób chodzi tam jak po plaży. A że ktoś pokaże czasami odrobinę więcej ciała...? No cóż, dzieci kwiaty. ;)


A co oprócz tego? Same CUDOWNE rzeczy! Pisałam już przed wyjazdem, że Woodstock to nie tylko koncerty, jak się często wydaje ludziom. Woodstock to cztery dni atrakcji prawie 24 na dobę. Co więcej! O wielu atrakcjach nie sposób się dowiedzieć. Oprócz oficjalnych scen, wielu spotkań i warsztatów w atmosferze Woodstockowej odbywa się dużo, dużo więcej. Spotkania brodaczy, motocyklistów, Wiewiórstock, dodatkowe małe sceny różnych zespołów (w ten sposób w tym roku poznałam CHORYCH) i wiele innych rzeczy, także ogrom atrakcji w strefach sponsorów. Nie ma możliwości, żeby ogarnąć to wszystko, tym bardziej, że nie da się zaliczyć nawet samych oficjalnych atrakcji, a tak chętnie bym się rozdwoiła, albo nawet potroiła, żeby złapać jeszcze choć trochę snu. Piękne jest też to, że ogrom osób, które gości na Festiwalu i miało o nim wcześniej nie najlepsze zdanie - zmienia je. Dobrym przykładem są aktorzy teatralni, którzy jeszcze w 2014 roku bardzo obawiali się swojego występu na Woodstocku, a teraz przyjechali z chęcią. Wiedzieli, że Woodstockowicze to wspaniała publiczność. Mówię to nieskromnie, bo w końcu nie przed każdym występem teatralnym publiczność śpiewa się „Ogórek, ogórek, ogórek...”. ;)

Woodstock to też dobre żarcie! Chociaż ja 99% posiłków przygotowywałam sama, musiałam koniecznie zaliczyć jedzenie u Krysznowców. Jest to obowiązkowa atrakcja owiana legendą. ;) Jedzenie mają wspaniałe i właściwie przez cały czas mogłam bym chyba jeść tylko to. 
Jednym ze sponsorów, który mnie w tym roku miło zaskoczył (oprócz Lidla, któremu jestem wierna kolejny rok, bo robią na Woodstocku naprawdę świetną robotę!) jest Allegro. Niestety, ale ogromne tłumy i kilometrowe kolejki na Woodstocku 2014 zniechęciły mnie do zajrzenia tam, ale za punkt honoru postawiłam sobie, że w tym roku przejadę się ich Diabelskim Młynem! Wybrałam się posłuchać dwóch koncertów i przeznaczyć ten czas na odstanie w kolejce. Był to początek pierwszego dnia, więc wszystko zajęło mi zaledwie godzinę. Żeby za darmo przejechać się na tym kole trzeba było wyjeździć 2 km na rowerku stacjonarnym (już za to dostawało się całkiem fajną koszulkę, plecak lub okulary). Nie było to nic trudnego, a sama atrakcja bardzo emocjonująca pod względem widoków na całe „Woodstockowe miasteczko”. Inną atrakcję, która mnie zaciekawiła, przygotował Play. Chociaż pogoda na początku tygodnia nie dopisywała (pierwszy raz od kiedy byłam na Woodstocku było tak zimno!) Play przygotował „zjeżdżalnię wodną”. Wiedziałam, że jeżeli to będzie coś naprawdę fajnego to kolejki będą ogromne, ale i tak chciałam to zobaczyć. Nie było to jednak nic nadzwyczajnego. Gdy do tego podeszłam zjeżdżały na zmianę te same cztery osoby ledwie ześlizgując się do końca. Ale być może kogoś to zadowoliło.

Wiele osób zarzuca, że to już nie to samo, że Woodstock staje się za bardzo „ucywilizowany”. Dla mnie nie jest to naprawdę problemem... Atmosferę tworzą ludzie, a to, że są lepsze warunki sanitarne, albo że mamy dostęp do świeżych bułeczek w Lidlu to zupełnie inna sprawa. Poza tym, nawet takie Woodstockowe zakupy to coś zupełnie innego od zakupów w naszej codzienności. Nie trzeba się zatem obawiać, że ucieka się do oazy, jaką jest Woodstock, a tam stoi Centrum Handlowe. W dodatku, co jest bardzo ważne i o czym nie można zapominać, Przystanek Woodstock jest imprezą w 100% bezpłatną. To normalne, że kawałek festiwalowego pola muszą zająć sponsorzy, którzy w pewnym stopniu nam go fundują. W dodatku organizują w tym czasie wiele imprez, z których ja zazwyczaj nie korzystam, ale widzę w ich okolicach tłumy.

Chociaż w internecie Kocham Kozy miały krótką przerwę, obecne były na Woodstocku. Nieliczni mieli okazję się o tym przekonać. ;) Ciekawe czy spotkamy się za rok? Warto mieć taką nadzieję, do zobaczenia Woodstock! Zaraz będzie ciemno! ♥


Zobacz inne #lovewoodstock:
Woodstock - kultura w błocie
Jak przeżyć Woodstock za 150 zł?