30 czerwca 2015

Pasja nie ma granic

Każdy ma jakąś pasję. Wiele osób poświęca jej całe swoje życie. Zagłębiając się temat widzimy, że nie ma on końca. Wchodzimy coraz głębiej i głębiej, dowiadując się zawsze jak mało jeszcze wiemy i umiemy. 

Nie ważne czego dotyczy twoja pasja, czy podróżujesz, tańczysz, oglądasz filmy, czy może tworzysz coś całkowicie wyjątkowego. Zawsze będą jeszcze miejsca do odkrycia, gatunki do nauczenia, coś do obejrzenia i wszystko będzie mogło być zrobione jeszcze lepiej, chociaż teraz dajesz z siebie 100%. 

To brzmi dość okrutnie. Jakbyśmy nigdy nie mieli osiągnąć sukcesu. Wydaje mi się jednak, że tak nie jest. Każdy nowy etap to duże osiągnięcie, które otwiera morze możliwości. I powinno nas cieszyć, a nie smucić, że jeszcze tyle przed nami. 

Mnie czasami podłamuje np. fakt, że zawsze po obejrzeniu iluś tam najważniejszych filmów na świecie, znajduje kolejne 50 takich. I tak w kółko. Za każdym razem. Zamiast szczęścia z osiągnięcia kolejnego założenia, jest przygnębienie, jak malutko wiem. Należy jednak mieć w głowie, że zawsze jest ktoś, kto wie o tym jeszcze mniej niż ty. Nie chodzi mi o pocieszanie się, że są gorsi. Ale o to, że zawsze znajdzie się ktoś, z kim można dzielić się osiągnięciami i wymieniać wrażeniami. 

Czasami zdarzy się też, że ktoś nas w ogóle nie zrozumie. Ale nie przejmuj się. Dobrze przecież wiesz, że są ludzie, którzy podzielają twoje zainteresowania. Jakkolwiek dziwaczne by nie były. ;) Znajdź ich.

I nie ważne, czym ta pasja jest (dopóki nie jest to nic złego ;)) - niech cię pochłonie.

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

29 czerwca 2015

iZombie - #13 Coś fajnego!

Śmierć, krew i jedzenie mózgów, czyli nowy serial o zombie! I to coś zupełnie innego od „The Walking Dead”, które potrafi irytować. Lubię abstrakcyjne tematy, wampiry, zombie, dlatego z chęcią zobaczyłam, cóż to nowego powstało.

Wpis o tym serialu pojawia się w poniedziałek, a nie na koniec tygodnia, bo i tak miał się pojawić już dosyć dawno... Pierwszy sezon iZombie miał 13 odcinków i skończył się na początku czerwca. Mogę więc wyrazić opinię o pewnej skończonej całości.

iZombie opowiada o Liv Moore, która po imprezie na łodzi zapragnęła jeść mózgi... I byłaby to kolejna typowa historia o zabijaniu zombie, ale dziewczyna jest główną bohaterką serialu i śledzimy jej poczynania. Co więcej, jest w stanie normalnie żyć w społeczeństwie! Z tą jedną małą różnicą, że czasami musi się pożywić... mózgiem. Wybiera więc pracę w kostnicy, gdzie nieustannie ma dostęp do świeżych obiadków.

Liv to nie tylko „zwykłe zombie”. Po zjedzeniu czyjegoś mózgu ma wizje i widzi ostatnie wspomnienia zmarłego. Dzięki temu może pomagać policji w rozwiązywaniu tajemniczych morderstw. A serial zaczyna robić się ciekawy.

Oczywiście świat nie jest taki kolorowy i Liv nie jest jedynym zombie na świecie. Każdy musi przecież zdobywać pożywienie, a nie wszyscy szanują ludzkie życie jak główna bohaterka.

Jeśli lubisz zombie i kryminalne zagadki oraz przymkniesz oko na wszelkie abstrakcje i niedopowiedzenia to iZombie powinien naprawdę przypaść ci do gustu. Mi podoba się także komiksowość tego serialu. iZombie jest oparty na komiksie i twórcy wplatają czasami poszczególne kadry do serialu.

13 odcinków to wystarczająco na wprowadzenie nas w fabułę serialu, ale chce się zobaczyć zdecydowanie więcej. Czekam na sezon drugi!

Zobacz też: Szepty "Żywych trupów" (słuchowisko) - #2 Coś fajnego!

22 czerwca 2015

Top 12 NOWYCH seriali młodzieżowych! (część II)

Dzisiaj druga część zestawienia z piątku. Do pierwszej części możesz zajrzeć tutaj.

6 - Young & Hungry

ABC Family, (póki co) 2 sezony po 10 odcinków, od 2014. Sięgnęłam po ten serial, bo wyczytałam w opisie, że blogerka kulinarna zaczyna pracę u jakiegoś bogacza. Część się zgadza, ale niestety ta dziewczyna blogerką nie jest. Mimo to, Young & Hungry to dość zabawne perypetie średnio ogarniętej młodej kucharki, jej przyjaciółki, bogatego Josha Kaminskiego (nazwisko!), jego sprzątaczki oraz asystenta (w tej roli Rex Lee, czyli Lloyd z serialu Ekipa!). Postacie dogryzają sobie, romansują, randkują i odnoszą małe lub duże sukcesy i porażki. Nie jest to mega hit, ale całkiem znośny przerywnik.

  5 - Faking it

MTV, 1 sezon 8 odcinków, a 2 sezon póki co 10 odcinków (mid-season...), od 2014. Jeden wielki absurd. Tak mogę powiedzieć o tym serialu w trzech słowach. Bo zagłębiając się w fabułę można się tylko pogubić. Kto do cholery wpadł na to, żeby zdobyć popularność udając lesbijki?! O dziwo, ten sposób się sprawdza. Nawet jeśli robisz to, żeby wyrwać jakiegoś faceta. Serio... Pierwszy sezon był dla mnie bardzo średni. Raz jedna, raz druga dziewczyna mnie irytowała. Właściwie jedyną postacią, którą naprawdę polubiłam był ich znajomy gej. Sama tematyka mnie zaintrygowała, więc dotrwałam do końca sezonu, który na szczęście jest bardzo krótki. Sięgnęłam również po kolejny sezon, który jest według mnie lepszy. Wciąż mogę powiedzieć, że absurd goni absurd, ale przynajmniej nie nudzimy się. Wymyśl sobie jakiś specyficzny problem, a w przyszłości pewnie go tu zobaczymy. Bo udawanie lesbijek to mało.

4 - Inna

MTV, (najdłuższy serial w tym zestawieniu, bo ma aż) 4 sezony, od 2011. Bohaterkę spotyka wszystko co może być niezręczne. Wszystko. Wszyscy myślą, ze chciała popełnić samobójstwo, jest w konflikcie z matką, ma problemy z facetami (standard) i pisze bloga... Jest to serial o „typowej” amerykańskiej szkole. Powątpiewam w stwierdzenie, że cokolwiek w Stanach jest normalne. ;) Ale jest tu psychiczna pani pedagog, wściekłe nastolatki, które koniecznie muszą uprzykrzyć innym życie i kochana przyjaciółka przygotowana na wszystko. Inna wyszła zabawnie i jest dość nieskomplikowaną rozrywką, chociaż raz na jakiś czas pojawia się rzeczywisty problem.

3 - Jane by design

ABC Family, 18 odcinków. 2011-2012. Naprawdę super! Bardzo mnie zaskoczył. Młoda dziewczyna przez przypadek zostaje zatrudniona w świecie mody (aplikowała na inne stanowisko). Jest to jednak jej wymarzona praca i dziewczyna radzi sobie świetnie. W dodatku musi pogodzić życie zawodowe z życiem zwykłej licealistki, oraz utrzymać wszystko w tajemnicy. Otaczają ją ciekawe postacie, nie obędzie się też bez dylematu, jakiego faceta wybrać. Jej zmagania są interesujące. Nie jest to serial dla każdego, ale ja miałam ochotę na więcej.


2 - Druga Szansa

The CW, (zdecydowanie za krótki!) 2 sezony po 13 odcinków, (najstarszy serial w zestawieniu!) 2010-2011. Zastanawiałam się nad pierwszym i drugim miejscem, ale wydaje mi się, że dokonałam słusznego wyboru. Kolejny raz serial z Britt Robertson! :) Druga szansa nie jest typowo młodzieżowym serialem o imprezowaniu. Nastolatka Lux, mieszkająca w rodzinie zastępczej, chce się usamodzielnić, ale w tym celu musi dostać zgodę biologicznych rodziców. Odszukuje więc parę, która ją spłodziła i od teraz wszystko się zaczyna. Okazuje się, że jej matka jest znaną reporterką radiową, a ojciec... mieszka nad barem swojego własnego ojca. Para od dawna nie jest razem, ale teraz próbują naprawić relacje z córką. Jest to bardzo ciepły serial, który oglądałam z ogromną przyjemnością. Tylko trochę zawiodło mnie zakończenie. Ponieważ jest... zamknięte i kończy cały serial. A wielka szkoda, bo mogli pokazać dużo, dużo więcej. Druga szansa odstaje trochę tematyką od pozostałych seriali w tym zestawieniu, dlatego znajduje się jedynie na drugim miejscu. Ale być może zadowolą cię relacje nastolatki z chłopakiem i przyjaciółką, oraz jej inne nastoletnie wybory. ;)

1 - Finding Carter

MTV, póki co 2 sezony po 12 odcinków (mid-season...), od 2014. MTV to wypuściło? Przecież to jest świetne! Sam pomysł ryje banię: nastolatka dowiaduje się, że jej całe życie to kłamstwo, a kobieta, która ją wychowuje nie jest jej matką, tylko porywaczką... Jej życie legło w gruzach. Matka, którą kochała okazała się oszustką. Teraz dziewczyna trafia do swojej prawdziwej rodziny. Od razu wiadomo, że nie będzie to łatwe. Ci ludzie są dla niej zupełnie obcy, nawet siostra bliźniaczka (swoją drogą, dlaczego z uroczych bliźniaczek ze Skinsów zagrała tu tylko jedna siostra?)... 
Kłamstwo w Finding Carter nie dotyczy jedynie porwania dziewczyny, ale ogromu innych spraw. Ci ludzie mają naprawdę skomplikowane życie! Z przerażeniem można oglądać nie tylko reakcję nastolatki na tę totalną zmianę, ale także sytuację życiową rodziny, którą kilkanaście lat temu dotknęła ogromna tragedia, której skutki znoszą do dziś. Odnalezienie córki powinno być dla nich najszczęśliwszym momentem w życiu. Nie mogli wiedzieć, że sama zainteresowana nie będzie podzielać ich entuzjazmu.
Tematyka mnie bardzo zaintrygowała. W dodatku oglądając Finding Carter czułam, że to coś nowoczesnego i dynamicznego. Wiadomo, że są czasem jakieś przegięcia i nie jest to najlepszy serial na świecie, ale jak na taką młodzieżówkę to ogląda się świetnie. Naprawdę godne uwagi! Ach, i żeby nie było, że serial skupia się tylko na rodzinie, a miało być o nastolatkach... Nie martw się, wszystko tu jest: imprezy, alko i prawdziwe dylematy w stylu „z kim się bzyknąć”. W dalszym ciągu polecam.

To wszystko, jeśli chodzi o mnie i najnowsze (jakieś nowiutkie jeszcze są?) seriale młodzieżowe. Przynajmniej jeśli chodzi o coś, co jest starsze niż 5 lat. Z seriali, które zaczęły się wcześniej oglądałam: „Misfits”, „Glee”, „Pamiętniki wampirów” i oczywiście, wspominane w pierwszej części brytyjskie „Skins”. Przyznaję, że Pamiętniki wampirów uwielbiam, chociaż teraz są bardzo
pokręcone, a początkowo były bardzo głupie. Nie jest to też raczej typowy serial młodzieżowy, w takim znaczeniu, jak ja to rozumiem, ale tematyka (wampiry i inne dziwaki) chyba pasuje.
Również ogromnie wielbiłam Skins (polska nazwa Kumple... serio????). Pierwsze dwie serie to wręcz kochałam, a później bywało różnie, ale sentyment pozostał. Na pewno trzeba do tego serialu wrócić! Tym bardziej, że Skins miało tak mało odcinków w sezonie (10, to bardzo mało!). Brytyjczycy, dlaczego mi to robicie?!
Natomiast Misfits i Glee to dla mnie „dobre średniaki”. To znaczy, że są to niezłe zapychacze czasu, można obejrzeć, nie ma tragedii (zazwyczaj), ale z mojej strony też nie było zachwytów. Misfits to dzieło szaleńców: nastolatkowie o niezwykłych mocach, np. zmianieci. Nie każdy bowiem może latać.... Różne dziwactwa można przeżyć, zombie, niewidzialność, zabicie Hitlera, ale tu jest tego pełno i wszystko na raz. Misfits jest naprawdę pokręcone i to może kogoś zainteresować. Źle nie jest, tylko humor specyficzny.
Z Glee jest inna bajka. Serial ten nie interesował mnie fabularnie (jakiś chór nieudaczników), ale ostatecznie okazał się być całkiem miłym przerywnikiem. Kolejny raz się nie zachwycam, ale w sumie Glee to świetna baza muzyki i przypominajka hitów wszelkiej maści. To jest dla mnie największym ich plusem.

Tak więc powyżej nie tylko ranking 12, moim zdaniem, najlepszych najnowszych seriali młodzieżowych. Ale dodatkowo, krótka opinia na temat seriali odrobinę starszych, z przed 2010 roku. Przypominam, że pierwsza część zestawienia jest tu. Zapraszam jeszcze na mojego facebooka oraz google+.

21 czerwca 2015

Agar.io - #12 Coś fajnego!

Wszyscy grają w Agar.io! To niesamowite, że gra, w której jesteś sobie kulką, która zjada kropki i inne kulki, jest takim hitem. Oczywiście nie ma tam żadnej rozbudowanej fabuły. To zwykła gra przeglądarkowa... Ale o co chodzi?!


Zaczynasz grę od bycia taką malutką kuleczką. Możesz jeść kolorowe kropki, dzięki którym rośniesz, ale uważaj, bo większe kulki tylko czyhają by cię zjeść! Czujesz te emocje?


Na szczęście, po wchłonięciu w siebie kropek i innych użytkowników, także rośniesz i nie wszyscy mogą ci podskoczyć! Daleko ci jednak do czołówki, więc uważaj...


Tym bardziej, że ktoś może próbować cię złapać, wystrzeliwując w ciebie połowę siebie! Szok! Na szczęście, ty także możesz się podzielić i próbować w ten sposób uciec, bo im jesteś mniejszy, tym szybszy. ;) Uważaj jednak na kanciaste pułapki. Oczywiście później wrócisz do jednej postaci. O ile przeżyjesz. Bo zawsze może zjeść cię biber...


Nie wierzę, że właśnie opisałam zasady agar.io. Ale mimo prostoty ta gra jest bardzo wciągająca. W dodatku może być całkiem zabawnie, gdy kogoś jesz lub gonisz... Nigdy nie wiesz czy w czasie twojej walki o życie nie spotkasz na drodze jakiegoś nazi... ;)

Nie załamuj się, sam spróbuj! A gdzie to znaleźć? AGAR.IO Powodzenia i do zobaczenia w grze! :)

19 czerwca 2015

Top 12 NOWYCH seriali młodzieżowych! (część I)

Lubię czasem zobaczyć coś mniej zobowiązującego. Obejrzałam trochę nowoczesnych produkcji młodzieżowych (myślę, że jeszcze mieszczę się w targecie. ;) ). Taki przerywnik, o którym często można dość szybko zapomnieć. Ale niektóre tytuły zaskakują i są warte polecenia. Poniżej przedstawiam listę całkiem nowych seriali młodzieżowych (najstarszy w zestawieniu jest z 2010 roku!). Oj, baaardzo się różnią od seriali tego rodzaju z przed 10 czy 20 lat.

Za seriale młodzieżowe uważam takie, które mówią o problemach nastolatków i są z nimi w rolach głównych. Wydawało by się, że problemy to zwykle skąd wziąć wódkę i gdzie imprezować, ale wciąż zdarzają się poważniejsze sytuacje i problemy rodzinne oparte nie tylko na kłótni matki z córką, bo ta chce zrobić sobie kolczyk w nosie. Dzisiaj pierwsza część zestawienia, kolejne tytuły w poniedziałek. Enjoy!

12 - SKINS US

MTV, 10 odcinków, 2011. Dawno oglądałam brytyjską wersję i jest to dla mnie jedyna wersja tego serialu, która powinna istnieć. Nie hejtuję wszystkich produkcji przerobionych na amerykańskie (przecież uwielbiam chociażby amerykańskie Shameless!), ale Skins to nie wypał. Może za bardzo przywiązałam się do tych brytyjskich dzieciaków niszczących sobie życie, a może po prostu amerykańskie MTV było bardzo nieudolne w przedstawieniu tego, co tak bardzo pokochałam w oryginale. Na szczęście skończyło się na jednym sezonie, to jedyny plus. Z tego co pamiętam, nie jest to nawet największa tragedia, ale po prostu NIE! Jeśli chcesz oglądać Skinsów i przekonać się sam, czy ich pokochasz, czy znienawidzisz, zapraszam do wersji brytyjskiej (z której w ogóle pochodzi parę gwiazd młodego pokolenia ;)).

11 - Happyland

MTV, 8 odcinków, 2014. Naprawdę nie uważam tego serialu za taki tragiczny. Poważnie zastanawiałam się nad wieloma pozycjami i nie jestem ich pewna. Wszystkie mają jakieś poważne wady. Ten na przykład był dość bzdurny - dziewczyna mieszka z matką w parku rozrywki, ponieważ kobieta pracuje w nim jako księżniczka. Do tej pory jeszcze wszystko brzmi ok i nawet przyjemnie się na to patrzyło. Ale zachowanie młodej matki, jej randeczki, tajemnice, faceci... Niby fajnie, bo można się wkręcić i zainteresować, ale jakoś było to bardziej irytujące niż intrygujące. Koniec mógł być odrobinę szokujący, ale dalszego ciągu niestety nie ma, więc ocena serialu pozostaje jako lekki zawód.

10 - Selfie

ABC, 13 odcinków, 2014. To było straszne. Denerwujące i w ogóle bez polotu. Laska, żyjąca niby w naszym świecie, gdzie facebook, instagram i te wszystkie snapchaty-sraty są na porządku dziennym, ale ona już nie umiała żyć w realu. I początkowo myślałam, że to może być całkiem ciekawe. Dziewczyna próbowała się zmienić, pomagał jej w tym kolega z pracy (no któż by pomyślał, że między nimi mogłoby coś być?!). Oczywiście w serialu sporo niezobowiązującego seksu i jakieś dziwaczne zachowania, bo dziewczyna uzależniona od facebooka i swoich internetowych fanów musi być nieokrzesana.

 9 - Niskozatrudnieni

MTV, 12 odcinków, 2012-2013. Nie zapowiadało się najgorzej, nie boję się produkcji MTV (ekhm... SERIALI, a nie wszystkich produkcji!). Młodzi ludzie, po studiach, z ambitnymi planami na przyszłość, a wychodzi... jak zwykle. Pomyślałam, że to może być jak moja rzeczywistość! Teraz szczerze mówiąc... nawet nie pamiętam dokładnie, co tam się działo. Trochę seksu, trochę pracy, ciąża, totalny średniak.
 

8 - The Nine Lives of Chloe King

ABC Family, 10 odcinków, 2011. Chloe nagle dostaje super moce i okazuje się, że nie jest zwykłym człowiekiem! Okazuje się, że należy do starożytnej rasy i jest dla nich bardzo istotną osobą. W dodatku śledzą ją mordercy. Jak tu być normalną nastolatką, zwłaszcza, że nie może całować facetów? Całkiem interesująca fabuła, chociaż nie jest to produkcja wysokich lotów. Wiele tajemnic zostaje nierozwiązanych, bo serial nie otrzymał kolejnego sezonu. Historia jest oparta na książce o takim samym tytule autorstwa Liz Braswell.

7 - Tajemny krąg

The CW, 22 odcinki, 2011-2012. Tajemnice, czarownice i intrygi. Dziewczyna po śmierci matki przeprowadza się do małego miasteczka. Tam grupa nastolatków wprowadzą ją w magiczny świat, o którym nie miała pojęcia. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, zwłaszcza, że serial oparty jest na książce L. J. Smith, której zawdzięczam Pamiętniki wampirów (mam do nich słabość!). W dodatku główną rolę gra Britt Robertson, którą bardzo lubię, a w moim rankingu pojawi się jeszcze w jednym serialu. To jednak nie wystarczy, żebym wpadła w zachwyt. Mimo wszystko, szkoda, że serial nie miał kontynuacji, obejrzałabym.


Ciąg dalszy w poniedziałek, zapraszam! Druga część tutaj.

17 czerwca 2015

Gdy masz w końcu wolne...

To niesamowite, że potrafimy spiąć się i zapieprzać cały tydzień, miesiąc lub dwa. Jesteśmy bezustannie w ruchu, mamy zaplanowany każdy kolejny krok, a wolne popołudnie przeznaczamy na sen. Chwila relaksu to już luksus. Miewam takie okresy wzmożonej aktywności, po których zawsze przychodzi ten dziwny czas wolny.

Ostatni miesiąc, a właściwie sporo dłużej, to była niezła jazda. Każdy wolny moment miałam zaplanowany, a gdy chciałam wyluzować, to wcześniej musiałam pracować dwa razy szybciej lub ciężej. Potrafiłam wiele nocy z rzędu spać po 2-3 godziny, bo w nocy pracuje się lepiej. Pisałam coś o tym tutaj, ale niestety zaniedbałam też trochę bloga. Chociaż to zaniedbanie wynika tylko i wyłącznie z moich założeń. Jednak przy takiej ilości obowiązków (zwłaszcza związanych z pisaniem) okazało się to nieuniknione. 

Miałam być o czasie wolnym! Wyczekujemy go, planujemy co będziemy robić: imprezować, spotkać się w końcu na spokojnie ze znajomymi, poczytać książkę, nadrobić seriale lub premiery kinowe. A gdy zbliża się okres wakacyjny, możemy wyruszyć w jakąś podróż lub zaplanować zmianę w naszym życiu. Oczywiście nie tylko w lato, ale dla mnie to się w jakiś sposób wiąże.

I nadchodzą nagle wolne dni, nie jeden, nie dwa, ale parę. Trochę odpoczynku zanim zaczniemy kolejne „dorosłe obowiązki”. I co się dzieje? Wiadomo, zawsze znajdzie się czas by odespać w końcu zarwane noce, ale poza tym... nie zawsze rzucamy się od razu w wir spotkań i zabawy. Wypad z kimś na piwo tak, ale jeszcze nie szalona impreza, której przecież tak chcieliśmy. Jesteśmy zmęczeni (a może tylko ja... ;) ) i pierwszy wolny dzień przypomina raczej zamknięcie się w kokonie.

Przynajmniej u mnie tak to często funkcjonuje. Pierwszy dzień odpoczynku po długim czasie obowiązków rzadko jest bardzo aktywny. Jakby relaks miał fazy. Na początku chcemy odsapnąć, odespać, odpocząć, wyłączyć myślenie wgapiając się w serial, film lub książkę, dopiero później zaczyna się aktywna część, w której resetujemy mózg imprezując i nadrabiając zaległości ze znajomymi.

Myślę, że kiedyś częściej imprezowało się od razu po odbębnieniu obowiązków. A przynajmniej ja, może to już starość (to możliwe, teraz muszę odespać, żeby bawić się całą noc ;) ). Albo po prostu więcej się od nas wymaga i to bardziej męczy?

W każdym razie dzień spania i nadrabiania seriali za mną! Oznacza to, że zaczynają się luźniejsze dni. Jeszcze parę rzeczy przede mną, ale praca dyplomowa już złożona, więc najważniejsza rzecz z głowy. Będę mogła teraz wyjść z domu bez stresu i poczucia, że powinnam zajmować się czymś innym... Mam nadzieję, że wrócę też do regularnego pisania na blogu. Miałam ostatnio taki problem, że wymyślałam temat, ale nie miałam czasu by go rozwinąć...

Chciałabym też złapać znowu za gitarę, bo ostatnio miałam ją w ręku chyba w lutym... A jako, że dopiero zaczynałam wtedy grać, teraz pewnie nic nie umiem. Ale po to ma się czas wolny! Zresztą wolne dni, czy nie, najważniejsze, że nad głową nie wiszą stresujące terminy i przerażające zaliczenia. To właśnie jest wolność. To, że można bez nawet najmniejszych wyrzutów sumienia spędzić popołudnie nad czymś przyjemnym. Nie trzeba od razu brać do tego tygodnia urlopu. Wystarczy, żeby nasza głowa miała odpoczynek. Oby częściej

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

11 czerwca 2015

"Nie zdążyłam zostać matką". Od dawna wiem, że nie chcę być kobietą z tego spotu!

 
Szum, szał, krzyki, ryki, śmiechy, chichy, memy! A ja... jestem chyba jedyną osobą, która rozumie tę kampanię inaczej. Pisałam już o czasie, który przelatuje nam przez palce i wydaje mi się, że jestem jedną z niewielu osób wśród moich rówieśników, które zdają sobie z tego sprawę...

Internety oburzyły się widząc tę kampanię. „Niesłusznie atakuje kobiety, które nie mogły lub nie chciały mieć potomstwa!”, „ Kobiet nie stać na wyjazdy, o których mówi kampania, a co dopiero na dzieci!”, „Przecież takim kobietom-karierowiczkom żyje się doskonale, czemu chcą wpędzić je w poczucie winy?!”, „Nie wszystkie kobiety marzą o tym samym!” - krzyczały. A moja pierwsza myśl, gdy usłyszałam tę kampanię „Powinnam zostać ich twarzą, przecież o tym ciągle mówię!”. Myślę, że większość osób niewłaściwie ją zinterpretowało. W dodatku kampania wywołała chyba największe oburzenie tych, do których w ogóle nie była skierowana.

Nie jestem 40- czy 50-latką, która podróżując i robiąc karierę nie zdążyła zajść w ciążę. Kampania Fundacji Mamy i Taty nie jest do nich skierowana. Chyba, że naprawdę miałaby na celu upokorzenie i zasmucenie tych osób. Kobiet, które marzyły o dziecku, ale zorientowały się o tym, gdy było już za późno... Czasami niektóre z nich podejmują jeszcze walkę o potomstwo i ponoszą (nawet kilkukrotnie) porażkę, która może zostawić naprawdę poważny ślad na ich psychice. Ale tak, napisałam, że za późno się zorientowały, że marzą o dziecku. Za późno „obudziły się”, że to już czas. Bo czas minął, biologia niestety nie czeka.

Ja odczułam, że ta kampania ma młodym kobietom uświadamiać właśnie, żeby nie przespać swojej szansy. Nikt nie sugeruje, że każdy musi mieć dziecko. Nikt nie sugeruje, że kobiety, które wybrały inne drogi są gorsze! Nikt nie sugeruje, że trzeba mieć dziecko od razu po liceum, po dwudziestce czy w czasie studiów... I nikt nie mówi, że to łatwe.

Rozumiem wszelkie obawy o finanse, o opiekę nad dzieckiem, o odpowiedzialnego partnera, o mieszkanie, kredyty, czas wolny... Ale słuchając wielu ludzi widzę przed oczami jedynie wymówki. Gdy ktoś pragnie potomstwa, a nie zmienia nic w swoim życiu by mieć je chociażby za parę lat (jeśli teraz nie może), to ja nie wiem, czego on oczekuje. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że są różne bardzo trudne sytuacje albo choroby... Ale nie o nich najczęściej mowa! Ja, jako osoba, która w marzeniach ma garstkę dzieci, zaczynam się już powoli orientować jak wygląda życie matki. Nie mówię, że jest kolorowo, nie mówię, że jest wiele pomocy, nie mówię, że nie będę kiedyś na te marzenia klnąć, nie mówię, że każde dziecko będzie miało miejsce w przedszkolu, nie mówię, że pomogą nam dziadkowie ani że pensja męża pozwoli mi bezstresowo wychowywać dzieci w domu, ale wiem, że da się. I w mojej głowie powoli układa się to w rzeczywisty plan.

Moje rówieśniczki najczęściej łapią się za głowę, gdy mówię, że chciałabym mieć już dzieci. To oczywiste, że teraz jeszcze ich nie będę miała, ale tak, chciałabym i nie uważam tego za nic dziwnego. Z lekką, nieukrywaną zazdrością patrzę na młode matki. 23 lata to już dość późno dla niektórych, zwłaszcza dla naszych babć. ;) Na studiach słucham koleżanek, które mówią, że nie mają teraz czasu na dzieci, bo muszą jeszcze tyle rzeczy zrobić zanim w ogóle pomyślą o ciąży. A dla mnie to stresujące planować tyle rzeczy przed nią! Przecież nie chcę rodzić „staro”, nie chcę krzywdy dziecka ani niebezpiecznej dla mnie ciąży! Nie chcę zorientować się, że zbliżam się do 40 i jest już za późno... I od dawna zdawałam sobie z tego sprawę: nie chcę być kobietą z tego spotu...

Założyłam sobie dawno, że do 30 będę miała pierwsze dzieci. Mówiłam też (pisałam tu, choć to zupełnie inna strona macierzyństwa...), że już teraz czuję, że mogłabym zostać matką. Ale na to zdecydowanie nie pozwala mi status społeczny. Założyłam, że unormuje się on w ciągu tych paru lat po studiach i zostanę w końcu matką, niezależnie od wielu czynników (nie muszę mieć willi, nie muszę wyjeżdżać do Paryża, moje dziecko nie musi chodzić do prywatnych szkół i mieć samych prywatnych nauczycieli). Uważam to za taki „ostateczny” plan, zakładający limit górny, którego nie mogę przekroczyć. Ale mogłoby być całkiem fajnie, gdyby życie zaskoczyło mnie realizacją jego odrobinę wcześniej. ;) Wiem, że wszystko jeszcze wielokrotnie do tego czasu może wywrócić mi się do góry nogami. Nie zakładam jednak mieszkania pod mostem, więc nie będzie tak tragicznie. ;)

Jasne, że teraz dzieci to najczęściej przypadek, a młode dziewczyny już nie myślą, czy dadzą radę, tylko jak dadzą radę. I może w tym szaleństwie jest metoda - iść na żywioł. Nie każdy jednak wierzy, że dzieci naprawdę nie niszczą życia, a mogą je wzbogacać. Nie ma limitu wieku na zwiedzanie świata, na szaleństwa, na przygodę życia, a także na sukcesy zawodowe. Jest jednak ograniczenie wieku dla kobiet na zostanie matką. I młode osoby powinny o tym wiedzieć. Nie muszą już teraz chcieć dziecka. Ale jeśli myślą o nim powinny brać je pod uwagę w realnych planach, a nie „kiedyś”. Bo kiedyś możesz nie zdążyć...

Nie odkładaj macierzyństwa na potem...

06 czerwca 2015

LATO - #11 Coś fajnego!

Pierwsze „Coś fajnego” w czerwcu to na szczęście piękna pogoda! Na szczęście, bo nie jest to wcale taki pewnik. Ale teraz jest wprost cudownie! Piękne słońce, przyjemne wieczory i natura rozkwitająca  „pełną gębą” to coś za czym zdecydowanie tęskniłam.

W końcu jest pięknie, ciepło, kolorowo i owocowo! :) Nic tylko odpoczywać i wylegiwać się gdzieś w cieniu na trawie. Albo na plaży, jeśli ktoś ma możliwość. Wiem, że do kalendarzowego lata jeszcze trochę, ale możemy się poczuć jakby przyszło do nas już teraz. Od razu jazda rowerem stała się przyjemniejsza (chociaż czasami jest za gorąco!). Możemy się lżej ubierać i nie zastanawiać się za bardzo jaka pogoda. Wiosna też jest cudowna, ale często zaskakuje, a lato pogoda nie zmienia się tak często (wystarczy najwyżej zapakować parasolkę).

Już nie jest za zimno na wieczorne spacery, nie trzeba ubierać się ciepło by posiedzieć przy grillu i można planować wszelkie letnie wypady i imprezy plenerowe. To jest pewnego rodzaju wolność...

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.

02 czerwca 2015

Gdzie ta uprzejmość?!

Pojechałam ostatnio załatwić pewną studencką rzecz, a kobieta w bardzo niemiły sposób poinformowała, że nie da mi tej jednej jedynej pieczątki, której potrzebuję. Nie obchodziło ją, że jest mi tu bardzo nie po drodze i mam dużo innych zobowiązań na drugim kampusie, a ona i tak tu siedzi i właściwie to przecież jej robota. „Nieczynne, to nieczynne, nie widzi pani?!”. No widzę... Dziękuję pani bardzo za (nie)pomoc. Następnym razem przyjeżdżając do Działu Pomocy Materialnej dla studentów będę wiedziała, że żadnej pomocy nie udzielają... ;)

Dlaczego jesteśmy dla siebie nieuprzejmi? Niemili, niepomocni... chamscy?! Nie chcę popadać w skrajności, oczywiście, że jest dużo bardzo życzliwych osób. Dzielą się uśmiechem i dają nadzieję na milszą Polskę. :) Ale są też tacy, którzy swoim jednym chamskim zachowaniem potrafią napsuć krwi na cały tydzień!

Zachowują się tak bez żadnego konkretnego powodu i po prostu chcą być niemili... Jasne, że zdarza się każdemu na kogoś przypadkiem fuknąć czy krzywo spojrzeć, ale raczej nie każdy robi to z pełną świadomością. A są ludzie, którzy wybierają taką drogę. Muszą dogryzać i dokopać wszystkim w każdej nadarzającej się sytuacji. Tacy ludzie lubią też wykorzystywać swoje stanowisko do demonstrowania swojej wyższości. Zdaję sobie sprawę, że kobieta miała prawo mi odmówić (chociaż wiem, że nie odmawiała poprzednim osobom...), ale mogła zrobić to w milszy sposób, po którym nie poczułabym, że mówi do mnie „gówno mnie obchodzisz”. Zwłaszcza, że wizyta u niej, nie była moim widzimisię, tylko czymś odgórnie mi narzuconym. A przez cały rok nie zawracałam jej głowy i niczego od niej nie chciałam.

Podobnie zachował się pan, którego miałam nieprzyjemność spotkać w pociągu. Pan zajął całe 4 miejsca, w których można było powiesić rower. Zapytałam czy mógłby przesiąść się na przeciwko, żebym nie musiała stać całą trasę z moim rowerem, zwłaszcza, że wiem, że mógłby przeszkadzać innym. Pan fuknął, że oczywiście, że nie. Mój w pełni nieświadomy mózg pomyślał wpierw, że pan mnie może nie zrozumiał, ponowiłam grzecznie pytanie, pokazując mu rząd wolnych krzeseł naprzeciwko jego wzroku... Nie pamiętam jak dokładnie brzmiała odpowiedź, ale była na tyle dosadna, że wiedziałam już, z kim mam do czynienia. Dopowiem, że pan doskonale zdawał sobie sprawę, gdzie siedzi, bo jeden wieszak rowerowy był przez niego zajęty. Co oznaczało, że pan nie jest jakimś zagorzałym wrogiem rowerzystów. Jest po prostu wielkim chamem.

Takie zachowanie zawsze było dla mnie najmniej zrozumiałe. Dlaczego oni tacy są? Pisałam już o egoizmie, powinnam więc doskonale zdawać sobie sprawę dlaczego. Ale mimo tego, nie mieści mi się to w głowie. Ktoś musiał ich jednak tego nauczyć... I tak rosną kolejne pokolenia zgorzkniałych polaków, którzy zarażają swoją nienawiścią innych...

Zawsze przykro mi, gdy spotykam ich na drodze. Często z satysfakcją odmawiają mi i pławią się w swojej „władzy”. Najczęściej także są świadomi tego, że nie mają racji i robią coś złego na przekór wszystkim. To właśnie ich najbardziej cieszy. W takich chwilach chciałabym być wielkim facetem, którego każdy by się bał.

Zdjęcia pochodzą z www.freeimages.com.